Nie należę do typu szalonej imprezowiczki, ale wiadomo, że trochę rozrywki każdemu jest potrzebne. Ashburn nie obfitowało w atrakcje, zatem musieliśmy kombinować;-) Nasze życie było dosyć monotonne, ciągle praca, obiad spanie, ale na niewiele więcej mieliśmy siły. Lato było bardzo upalne, a słońce i woda wyciągają z człowieka życie.
Jedyny wolny czas (poza dniami wolnymi, których zdecydowanie nie chcieliśmy spędzać w Ashburn) mieliśmy wieczorami, więc najczęściej urządzaliśmy sobie seanse filmowe, albo granie w Heroesów (co ewidentnie mi nie szło:P) Jednak od czasu do czasu musieliśmy się wyrwać i zrobić coś innego.
Piotrek pracował na zupełnie nowym, dopiero oddanym do użytku basenie. W skład kompleksu rekreacyjnego wchodziła również siłownia, oraz pomieszczenie do rozrywki. Był tam duży telewizor, stół bilardowy, maszyna do popcornu i skórzane fotele. Nie wiem właściwie czy ktokolwiek korzystał z tego pokoju, w jakim celu został on zbudowany, skoro każdy telewizor i fotel w domu posiada? Jedyną atrakcją dla przeciętnego Amerykanina był stół bilardowy. Nam to w zupełności wystarczało;-)
Kolejną dawką rozrywki był sport. Nie wystarczało nam jeżdżenie 16 km dziennie na rowerze i treningi pływackie, które sobie urządzaliśmy. Jako, że w miejscu gdzie mieszkaliśmy było bardzo dużo boisk różnego rodzaju (piłkarskie, do kosza, korty tenisowe) kupiliśmy sobie dwie rakiety tenisowe i zaczęliśmy się uczyć grać. Szło topornie, bo nie umieliśmy nawet serwować, ale i tak mieliśmy dużo radochy.
Na terenie naszego osiedla był również rozstawiony grill. Zbyt późno go zauważyliśmy i nie zorganizowaliśmy zbyt wiele kolacji na świeżym powietrzu, ale nie mielibyśmy nawet kogo na nie zaprosić, bo nie było w okolicy osób w naszym wieku. Tu trochę naginam prawdę, bo jedno z mieszkań zajmowali ratownicy konkurencyjnej firmy pochodzący z Rosji, ale nie przypadliśmy sobie specjalnie do gustu.
Co jednak zwłaszcza chłopakom umilało najczęściej wieczory? Każde wypite piwo w butelce miało swoje miejsce na naszej 'galerii'. W pewnym momencie zaczęło brakować miejsca, więc zarządziłam po jednej butelce z każdego rodzaju. W Virginii piwo i wino można kupić w supermarkecie, ale mocniejsze alkohole sprzedawane są w kontrolowanych przez stan 'liquor store'. Najpopularniejsze piwa są słabe, nawet te same marki co w Europie (Heineken bądź Carlsberg) smakowały zupełnie inaczej - zdecydowanie gorzej. Trochę mocniejszymi piwami, są piwa importowane, na przykład hawajskie. Nie jestem smakoszem (smakoszką:D) piwa, więc za wiele w temacie nie mam do powiedzenia. Ogólnie, doceniajcie polskie piwko, bo jest duuużo lepsze;-)
Amerykańskie piwo ma jednak to do siebie, że wypite w dużych ilościach powoduje przypadłość zwaną "Nie zauważyłem drzwi balkonowych";-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz