niedziela, 22 lipca 2012

17.09.2010 Ocean Drive, czyli do you like my swag?

Mieszkaliśmy w mniej popularnej części Miami Beach czyli North Beach. Wszędzie rozpoznawaną i bardziej uczęszczaną jest South Beach, gdzie przebiega najmodniejsza ulica miasta, czyli Ocean Drive.
http://www.placeforholidays.com

niedziela, 15 lipca 2012

16.09.2010 Życie na walizkach, czyli jedzenie w Burger Kingu z bezdomnymi ...

Jak przystało na prawdziwych studentów staraliśmy się żyć oszczędnie. Nocując w hostelach nie mogliśmy liczyć na pyszny obiadek w hotelowej restauracji, stołowaliśmy się na mieście. Jednego dnia szliśmy do knajpy na obiad i wydawaliśmy 15-20$ na głowę, innego szliśmy do Burger Kinga, tuczyliśmy się Diet Coke i Whooperami, ale nasze portfele (a właściwie karty...) też pozostawały stosunkowo grube, bo wydawaliśmy 6-8$ per persona. Na dłuższą metę takie życie miałoby nieprzyjemne konsekwencje w postaci stania się wielkim tłustym prosiakiem, ale tydzień niezdrowego jedzenia nie powinien był nam zaszkodzić (aż tak bardzo). 
http://www.burgerking.com.pl/menu/burgery/whopper.html

niedziela, 8 lipca 2012

16.09.2010 Welcome to Miami!

W końcu nasze wakacje zaczęły wyglądać jak prawdziwe wakacje! Najpierw 3 miesięczna harówka, później ponad tydzień na walizkach zwiedzając kolejne miasta. W końcu jednak przyjechaliśmy do raju, gdzie jedyną atrakcją były piaszczyste plaże i słońce. W Miami, o ile mi wiadomo nic więcej nie ma, żadnej ciekawej architektury, N I C. Całe dwa dni postanowiliśmy spędzić na słodkim Nic_Nie_Robieniu, wygrzewaniu się na piachu, rzucaniu się w fale oceanu i lansowaniu się na Ocean Drive.



niedziela, 1 lipca 2012

15.09.2010 Miami, nasz hostel

Przez całe wakacje byliśmy przyzwyczajeni do wysokich temperatur, oraz do palącego słońca. Pierwszy tydzień naszej podróży po Stanach był już chłodniejszy, odwiedziliśmy północne stany, których klimat, ze względu na swoje położenie geograficzne można przyrównać do klimatu w Polsce (mowa o temperaturach w Bostonie, były one zbliżone do takich, jakie panują u nas we wrześniu). Nic jednak nie przygotowało nas do żaru jaki lał się na nas z nieba, gdy wyszliśmy z terminalu lotniska w Miami.