Mówi się, że zakupy to narodowy sport Amerykanów. Wcale się temu nie dziwię, skoro ceny są tak niskie. Sprzęt taki jak kompaktowe aparaty, małe AGD kosztują w przeliczeniu na złotówki mniej więcej tyle samo. Ale czy na pewno to ta sama cena? Nie, ponieważ dla Amerykanina zarabiającego 2000$ kupno aparatu za 300$ to nie jest duży wydatek, dla Polaka zarabiającego 2000zł kupno tego samego aparatu za 1000zł to zupełnie inna bajka. Wyobraźmy sobie mniej więcej, że ubrania, płyty, książki, wszystko - jest trzy razy tańsze. Do tego towary luksusowe są nie dość, że trzy razy tańsze to ... jeszcze połowę tańsze. (Dla nieobytych z matematyką: to oznacza 6 razy niższą cenę!). Każdego stać na samochód, płaski telewizor, na chodzenie do restauracji, na wakacje. My, pracując jako ratownicy byliśmy sobie w stanie kupić samochód już po miesiącu pobytu. Muszę przyznać, że jest to niesamowite uczucie, kiedy na wszystko jest Cię stać, a do galerii handlowej nie idzie się z 100zł w garści polując na okazje, tylko co mi się spodoba to biorę. Mam nadzieję, że doczekam takich czasów kiedy i u nas tak będzie...
Droga do outletów była długa. Mogliśmy jeździć taksówką, ale po co, skoro mamy rowery? Jeździliśmy 7 mil (11 kilometrów) w większości fantastyczną ścieżką rowerową długą na 50mil, którą można było dojechać aż do Waszyngtonu. Pod koniec trasy niestety trzeba było wjechać na ulicę i przejechać skrzyżowanie z drogą szybkiego ruchu. Najgorszy był jednak powrót, kiedy musieliśmy wszystkie zakupy jakoś zmieścić do plecaków;-) Widoki jednak rekompensowały nam wszystkie trudy, ponieważ okolica była naprawdę przecudna. Asburn to tereny wiejskie, a nie ma nic piękniejszego niż koniki i krówki<3
Zjeżdżając na chwilę ze ścieżki rowerowej można zobaczyć było kopalnię (?)Obsesja Amerykan do wieszania flag narodowych wszędzie gdzie popadnie...
To moje najbardziej czekoladowe zdjęcie;-)
Pomogliśmy żółwikowi przejść na drugą stronę drogi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz