Jednym z wielu obowiązków ratownika jest dbanie o czystość basenu. Polega to na sprawdzeniu drożności systemu filtracji, odkurzaniu basenu i czyszczeniu kafelek.
Taki basen jest bardzo sprytnie skonstruowany. Przez cały czas woda jest wypompowywana poprzez małe otwory na brzegach zwane skimmerami oraz przez silnie ssący otwór w najgłębszej części basenu czyli "main drain". Woda przechodzi przez pierwsze sito, potem rurami do pomp room'u, przez jeszcze jedno sito i do filtrów piaskowych. Odfiltrowana woda wraca z powrotem do basenu poprzez otwory na dnie. Skimmery ssą wodę z powierzchni, czyli największe zanieczyszczenia takie jak liście czy odlepione plastry od dziecięcych odnóży. Zbudowane są z pływającej śluzy, która nie pozwala śmieciom wrócić z powrotem do basenu i wyjmowanego koszyczka, z którego wszystko łatwo wyciągnąć.
Po nocy znajdowaliśmy w środku bardzo ciekawe rzeczy. Standardem były żaby z pobliskich stawów, które przykicywały popływać zwabione światłem palącym się przez całą noc.
Codziennie znajdowaliśmy co najmniej jedną, czasami żywe, czasami utopione. Raz znaleźliśmy 22. W tym tylko 6 martwych, reszta chciała wrócić z powrotem do basenu i trzeba było je wyrzucić za ogrodzenie. Blech. Gorzej, jak żabka postanawiała wrócić i wskakiwała do basenu, w którym byli już ludzie. Ich przerażone miny (tylko rodziców, dzieci bawiły się świetnie) kiedy goniliśmy taką żabę z siatką - bezcenne.
Taki basen jest bardzo sprytnie skonstruowany. Przez cały czas woda jest wypompowywana poprzez małe otwory na brzegach zwane skimmerami oraz przez silnie ssący otwór w najgłębszej części basenu czyli "main drain". Woda przechodzi przez pierwsze sito, potem rurami do pomp room'u, przez jeszcze jedno sito i do filtrów piaskowych. Odfiltrowana woda wraca z powrotem do basenu poprzez otwory na dnie. Skimmery ssą wodę z powierzchni, czyli największe zanieczyszczenia takie jak liście czy odlepione plastry od dziecięcych odnóży. Zbudowane są z pływającej śluzy, która nie pozwala śmieciom wrócić z powrotem do basenu i wyjmowanego koszyczka, z którego wszystko łatwo wyciągnąć.
Po nocy znajdowaliśmy w środku bardzo ciekawe rzeczy. Standardem były żaby z pobliskich stawów, które przykicywały popływać zwabione światłem palącym się przez całą noc.
Codziennie znajdowaliśmy co najmniej jedną, czasami żywe, czasami utopione. Raz znaleźliśmy 22. W tym tylko 6 martwych, reszta chciała wrócić z powrotem do basenu i trzeba było je wyrzucić za ogrodzenie. Blech. Gorzej, jak żabka postanawiała wrócić i wskakiwała do basenu, w którym byli już ludzie. Ich przerażone miny (tylko rodziców, dzieci bawiły się świetnie) kiedy goniliśmy taką żabę z siatką - bezcenne.
Innymi stałymi bywalcami koszyków były różnego rodzaju robale i pająki. Może ktoś pamięta sensacyjne wiadomości sprzed dwóch lat, które mówiły o inwazji pluskiew na Nowy Jork. Miały one zalęgać się w materacach i boleśnie gryźć. W naszym mieszkaniu żadnej nigdy nie widziałam, ale na basenie znajdowaliśmy ich całe mnóstwo. Miały one taką właściwość, że rozgniecione wydzielały nieprzyjemną woń. O tym, że robaki które szturmują na nasz basen to osławione pluskwy, dowiedziałam się od Mamy, bo w Ashburn nikt o tym nie wspominał. (Bo Amerykanie nie mają przecież TV...)
W skimmerach znajdowaliśmy czasem inne ciekawe zwierzęta. Były myszki, ptaki, a raz nawet zdarzył się żółw. Wieść niesie, że ktoś kiedyś trafił na węża (nie na naszym basenie), dlatego zawsze przed włożeniem tam ręki zaglądałam przez dziurkę czy nie czai się na mnie jakiś dziki zwierz;-)
Aby dostać się na basen trzeba było wejść do budynku z siłownią, w recepcji podać swoją kartę i przez łazienki wchodziło się na basen. Kompleks ten był zamykany o ósmej wieczorem. Nastolatki jednak lubią spędzać noce na basenie, więc co jakiś czas ktoś się włamywał. W płocie była furtka - wyjście ewakuacyjne, które wystarczyło popchnąć, aby wyjść. My 'zamykaliśmy' je na noc związując bramę elastycznymi mocnymi taśmami. Robiliśmy to, bo osoby które przychodziły rzucały pety i zostawiały po sobie śmieci, a my musieliśmy to sprzątać. Pewnego razu nastolatki się wkurzyły i zostawiły nam niespodziankę w basenie.
Po tym incydencie nareszcie administratorzy basenu założyli kłódkę na feralną bramkę, zaraz po tym jak ich zawołaliśmy do pomocy przy wyciąganiu wieżyczek z wody;P
Może to się wydawać dziwne, ale kiedy wszyscy szli do domu na obiad i nikogo nie było na terenie basenu można było zobaczyć w wodzie niesamowite zjawisko. Co jakiś czas pod powierzchnią wody ukazywała się twarz topielicy. Mówi się, że to jedna z ratowniczek nawiedza ten basen, ale kto to jest nikt nie wie na pewno...
Aby dostać się na basen trzeba było wejść do budynku z siłownią, w recepcji podać swoją kartę i przez łazienki wchodziło się na basen. Kompleks ten był zamykany o ósmej wieczorem. Nastolatki jednak lubią spędzać noce na basenie, więc co jakiś czas ktoś się włamywał. W płocie była furtka - wyjście ewakuacyjne, które wystarczyło popchnąć, aby wyjść. My 'zamykaliśmy' je na noc związując bramę elastycznymi mocnymi taśmami. Robiliśmy to, bo osoby które przychodziły rzucały pety i zostawiały po sobie śmieci, a my musieliśmy to sprzątać. Pewnego razu nastolatki się wkurzyły i zostawiły nam niespodziankę w basenie.
Po tym incydencie nareszcie administratorzy basenu założyli kłódkę na feralną bramkę, zaraz po tym jak ich zawołaliśmy do pomocy przy wyciąganiu wieżyczek z wody;P
Może to się wydawać dziwne, ale kiedy wszyscy szli do domu na obiad i nikogo nie było na terenie basenu można było zobaczyć w wodzie niesamowite zjawisko. Co jakiś czas pod powierzchnią wody ukazywała się twarz topielicy. Mówi się, że to jedna z ratowniczek nawiedza ten basen, ale kto to jest nikt nie wie na pewno...
Te coś na piątym zdjęciu w koszyku to krab doczłapał się z oceanu? o.O
OdpowiedzUsuńTo jest ptaszek... ;-(
OdpowiedzUsuńo lol, rzeczywiście :/
OdpowiedzUsuńodbiegając od tematu, to czy dużo ludzi przychodziło codziennie na takie baseny?
OdpowiedzUsuńBywało różnie. Na basen na którym pracowałam w 2010 roku (czyli Lansdowne) nie przychodziło zbyt wiele osób, w weekendy i święta maks 70 osób. Na co dzień około 20-30 było na raz w okolicach popołudniowych, w trakcie dnia kilkanaście osób. Był to niewielki 25 metrowy basen, taki ot, zwyczajny. Osiedle też było stosunkowo nowe i dopiero się rozbudowało. Rok później pracowałam na dużo większym basenie, maksimum jakie mogliśmy wpuścić to było 215 osób i jednego dnia musieliśmy ludzi odsyłać, bo był full;-)
OdpowiedzUsuńAle te 215 osób to chyba sama nie miałaś upilnować? Zdarzyło Ci się, że kogoś musiałaś wyciągać z wody? Czy tylko drobne podtopienia?
OdpowiedzUsuńW zeszłym roku pracowałam razem z trzema innymi ratownikami, ale i tak to był ogrom ludzi i mieliśmy oczy dookoła głowy. Podtopienia się zdarzały zarówno dwa lata temu jak i w zeszłym roku, ale nic poważnego się nie stało, wystarczyło wyciągnięcie delikwenta z wody.
OdpowiedzUsuńAle w sumie stres chyba i tak lekki jest? Ale żadnych sztucznych oddychań ani masażów serca nie musiałaś robić?
OdpowiedzUsuńPewnie, że jest stres. Nigdy nie wiadomo, czy dzieciak nie łyknie wody. Ale na szczęście nie musiałam nikomu sprawdzać funkcji życiowych, wszyscy byli przytomni;-)
OdpowiedzUsuńHehe :) Dobra, ja spadam do nauki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam