Pierwszym przystankiem w naszej wyprawie był Nowy Jork. Aby się tam dostać wykupiliśmy bilety na autobus łączący chińską dzielnicę w Waszyngtonie z chińską dzielnicą w NY. Podróżowaliśmy z minimalną ilością bagażu, nie licząc naszej sławetnej "paczki". Odległość do pokonania to 230 mil (czyli 360 kilometrów). Przebyliśmy ją chińskim autobusem w 4-5 godzin z przystankiem w Filadelfii.
źródło: maps.google.com |
Jadąc podziwialiśmy chińską dzielnicę bogato ozdobioną kolorowymi chorągiewkami, malunkami na ścianach budynków i reklamami po chińsku. Testowałam dopiero możliwości kamery, ale część tego co udało mi się uwiecznić można zobaczyć tutaj (dodam, że to właściwie pokaz premierowy, bo filmy są tak potężnej pojemności, że na nic sensownego nie udało mi się ich nagrać i wynieść poza dom aby komuś pokazać...) Tutaj jakość taka sobie, bo film ma 4 minuty a wgrywał się na youtube ponad dwie godziny (300MB) Zdradzę jednak, że w następnych postach zachowałam jakość HD;-)
Nasz hostel znajdował się zaraz przy Times Square, czyli w bardzo dobrym miejscu. Chińska dzielnica, w której wysiedliśmy jest mocno oddalona od alei teatrów, więc nie pozostało nam nic innego jak poszukać metra.
źródło: maps.google.com |
Okazało się to niełatwym zadaniem ponieważ większość zapytanych o drogę osób nie mówiła po angielsku i szliśmy trochę intuicyjnie, ale na szczęście siatka metra jest dosyć gęsta i udało nam się wyjść z Chinatown. Muszę dodać, że zapach panujący w ten dzielnicy był nie do zniesienia. Od kramów z rybami i boję się wiedzieć czym jeszcze dobiegała tak nieprzyjemna woń, że dodało nam to siły w nogach. Do tego dołóżmy niezbyt przyjemne spojrzenia tubylców, którzy nie byli zachwyceni naszym wtargnięciem na ich teren i mamy pełen obraz chińskiej dzielnicy.
Metro w Nowym Jorku jest fantastyczne. Ilość tuneli i tras przyprawia o zawrót głowy. Moja dziedzina zobowiązuje do podania liczb więc proszę: jest drugim po Bostonie najstarszym systemem metra w Stanach (pierwsza linia otwarta w 1904 roku) i drugą (po Londynie) najdłuższą siecią metra na świecie. W jej skład wchodzi 468 stacji i 369 km tras. Dziennie przewozi około 5 MILIONÓW ludzi. W porównaniu z metrem w DC, które miało parę linii, tutaj jest ich 26 w różnych kombinacjach. Można dojechać praktycznie wszędzie, a stacje są bardzo blisko siebie. Do tego pociągi jeżdżą bardzo często i nawet jeśli jest bardzo tłoczno, to nie zakłóca to komfortu podróżowania. Przyznaję - niektóre stacje nie należały do najczystszych, właściwie tylko niektóre były czyste (co w porównaniu z waszyngtońskimi czyściutkimi peronami wypada blado), ale przy takiej liczbie przystanków niemożliwym wydaje się utrzymanie pedantycznej czystości. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam mapę metra stwierdziłam, że chyba się nie połapię. Wbrew pozorom jest to bardzo łatwe do opanowania i nawet przystanki przesiadkowe nie stanowiły dla nas problemu.
źródło: http://www.mta.info/nyct/maps/sub_Oct11top.gif |
źródło: http://www.mta.info/nyct/maps/sub_Oct11bottom.gif |
Zaopatrzyliśmy się więc w bilety tygodniowe (mam go do dzisiaj <3) i ruszyliśmy do naszego motelu. Ciężko było go znaleźć, bo najpierw trzeba było wejść do normalnego budynku mieszkalnego (??) a hostel zajmował jedno piętro.
Dostaliśmy osobny pokój czteroosobowy ze wspólną łazienką. Aby opisać wielkość tego pokoju nie potrzeba wielkich słów - mieściły się tam dwa łóżka piętrowe i nic więcej. Szeroki był może na dwa i pół metra, długi na cztery.
Był to najdroższy z wykupionych przez nas noclegów, bo kosztował 50$ za noc od osoby, ale lokalizacja była fantastyczna. Ciężko było rozpoznać wejście do hostelu, ale za punkt szczególny przyjęliśmy ogromną stertę śmieci, która leżała przed wejściem cały czas. Niezrażeni problemami lokalowymi (przyjechaliśmy zwiedzać a nie obijać się w hotelach) wyruszyliśmy na poszukiwanie firmy wysyłkowej aby pozbyć się wreszcie paczki. Naszym kolejnym przystankiem był Brooklyn, a dokładniej Greenpoint.
Był to najdroższy z wykupionych przez nas noclegów, bo kosztował 50$ za noc od osoby, ale lokalizacja była fantastyczna. Ciężko było rozpoznać wejście do hostelu, ale za punkt szczególny przyjęliśmy ogromną stertę śmieci, która leżała przed wejściem cały czas. Niezrażeni problemami lokalowymi (przyjechaliśmy zwiedzać a nie obijać się w hotelach) wyruszyliśmy na poszukiwanie firmy wysyłkowej aby pozbyć się wreszcie paczki. Naszym kolejnym przystankiem był Brooklyn, a dokładniej Greenpoint.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz