wtorek, 3 stycznia 2012

Dzien wolny, czyli odpoczywac bedziemy w pracy

Jak wcześniej wspomniałam pierwsze trzy tygodnie były dla nas bardzo ciężkie. Trzeba było przyzwyczaić się do zmiany czas (6 godzin do tyłu), rygoru wstawania rano i pracowania 9 godzin dziennie. Nareszcie nadszedł jednak nasz upragniony dzień wolny. Niestety nie jestem do końca pewna czy mnie pamięć nie zawodzi, ale zdaje mi się, że pierwszego dnia pojechaliśmy załatwiać urzędowe sprawy. Każdy, kto przyjeżdża do pracy do USA musi dostać SSN (Social Security Number). Jest to numer jednoznacznie identyfikujący osobę, tłumaczony w filmach jako 'numer ubezpieczenia'. Aby go otrzymać, musieliśmy pojechać do jednego z biur, złożyć dokumenty i po krzyku. Jako, że mieszkaliśmy na odludziu do biura było daleko. Przyjechał po nas jeden z zatrudnionych w naszej firmie kierowców, Ukrainiec Roman. Został on naszym 'ulubieńcem' z powodu swojego niesamowitego wręcz antytalentu do prowadzenia auta. Dla niego linie oddzielające pasy nie istniały, zjazdy z autostrady zawsze pojawiały się w ostatniej chwili, a system GPS był chyba niezrozumiały. Tak nudził się prowadząc auto, że cały czas musiał nawijać do kogoś przez telefon po rosyjsku. Jadąc z nim miałam zawsze duszę na ramieniu, dlatego prosząc raz o przysłanie do nas kierowcy zaznaczyłam dobitnie "Z Romanem nie jadę!"


Roman zawiózł nas do biura po czym rzucił, że przyjedzie po nas za półtorej godziny, bo ponoć zawsze długo się czeka. Kolejka faktycznie była, ale półtorej godziny to na pewno nie trwało. Kiedy już przyjechał zaproponował, że zawiezie nas do DC. Nie byliśmy do końca zdecydowani, bo nie wiedzieliśmy jak moglibyśmy stamtąd wrócić (jeszcze nie wiedzieliśmy o istnieniu autobusu WTF, znaczy WFC). Stwierdziliśmy jednak, że przecież mieszkamy niedaleko lotniska IAD (Washington Dulles International Airport),a na lotnisko na pewno jakiś autobus z Waszyngtonu jedzie. 
Wymęczeni  słońcem i chodzeniem wróciliśmy późno, aby następnego dnia iść znów do pracy. W ciągu całego pobytu, na około 20 dni wolnych odpoczywaliśmy dokładnie jeden. Wyszliśmy z założenia, że nie po to jest dzień wolny aby leżeć na kanapie i spać, tylko aby zwiedzać! Naszym najczęstszym celem podróży był oczywiście Waszyngton, kiedy nie wiedzieliśmy gdzie jechać to jechaliśmy do Outlet'ów na zakupy. Kiedy już  kupiliśmy sobie auto odwiedziliśmy Baltimore i fantastyczne oceanarium, Six Flags czyli ogromny park rozrywki w Maryland, ZOO w DC, Air and Space Museum w Chantilly. Dawało to uczucie niezłej satysfakcji z dobrze zaplanowanego i wykorzystanego dnia. Nieważne, że dzień wolny był bardziej męczący pod względem fizycznym od dnia pracy, jednak było to urozmaicenie którego potrzebowaliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz