Wersja normal.
Pobudka o 8, o ile nie mam w planach skypowania z rodzicami (wtedy na nogach już o 7). Śniadanie czyli tosty z chleba wieloziarnistego plus kawa z ekspresu, z bitą śmietaną i syropem. Szybkie kanapki do pracy, rower pod pachę i jedziemy.
Trasa łatwa, szybka i przyjemna. Nic nowego, jazda starymi ścieżkami, tymi samymi co rok wcześniej. Po 20 minutach na miejscu i szybki clock in, czyli telefon pod specjalny numer - podbicie karty zakładowej wersja pro. Nie ma jeszcze nikogo, mam czas na przebranie się w strój kąpielowy (bo nie lubię w nim jeździć). Otwieram drzwi, sprawdzam czy wszystko w porządku w łazienkach. Zaczynam testować wodę w baby pool na stężenie chloru i wysokość pH. Dolewam do wody kwasu w celu obniżenia pH (poziom optymalny 7.2-7.4 najlepszy dla oczu), włączam pompę chlorującą mały basen i przy okazji duży, do którego chlor będę pompować cały dzień. Testuję duży basen, ratownicy się schodzą, więc muszę im znaleźć jakieś zajęcie. To nic trudnego, rano zawsze jest dużo rzeczy do zrobienia, ale najważniejsze to odkurzyć basen. Wyciągam więc rurę, wkładam do wody, włączam pompę i zostawiam resztę w rękach innego ratownika licząc na to, że nie ominie chociaż największych brudów. Wiedzą, że ze mną to nie przelewki, nie raz kazałam poprawiać:-) Ludzie zaczynają się schodzić i płaczą, że wiadra i fontanny nie włączone. Tłumaczę im, że jeśli je włączę, to zmącę wodę i odkurzający już nic nie zobaczy na dnie. Część mieszkańców rozumie, część się odgraża, część rozumie to po swojemu czyli "jak działa odkurzacz to nie działają fontanny, tak jest skonstuowany basen". Mam wrażenie, że część ratowników też w to wierzyła.
Po godzinie przychodzi na tyle dużo osób, że wysyłam drugiego ratownika na wieżę, zmiany co 15 minut. Co godzinę badam wodę, bo ten basen jest bardzo nieprzewidywalny i sytacja się szybko zmienia ze względu na brak kwasu utrzymującego chlor w wodzie, ale przy okazji niszczącego metalowe elementy basenu (dlatego tam z niego zrezygnowano). Sprawdzam temperaturę wody, wlewam kolorowe odczynniki do wody, czym niezmiennie wzbudzam zainteresowanie u najmłodszych użytkowników basenu. Nie zapominam też (dooobra. czasami zapominam) o sprawdzeniu czystości w toaletach damskiej i męskiej, dołożeniu papieru toaletowego czy spuszczeniu wody w męskich ustępach:-P Do tego co jakiś czas sprawdzam wejściówki przychodzących mieszkańców i nie wpuszczam nie posiadających karty (och, jak oni mnie za to nienawidzili). Najgorzej, jak karta nie chce się zeskanować i trzeba wpisać nazwisko ręcznie. Ja najczęściej podawałam klientom klawiaturę, bo po paru samodzielnych próbach poddałam się, nie nadążałam z przetwarzaniem literowanego słowa na polskie litery i na klawisze. Pewnie jak bym tak szybko nie zrezygnowała, to bym doszła do wprawy, ale było mi wstyd pytać o każdą literkę.
W ciągu dnia przychodzi Neil, czyli opiekun mojego basenu zapytać czy czegoś nie potrzebuję. Sprawdza czy wszystko działa i czy jest czysto. Raz w tygodniu robi inspekcję i na jej podstawie dostajemy dodatkową kasę od Ashburn Village do podziału na wszystkich ratowników. Potem przychodzi Matt, czyli mój supervisor i też robi inspekcję.
Dzień dobiega końca. O 7.30 zamykamy, więc 7.20 wyrzucamy wszystkich z basenu. Do naszych obowiązków przed zamknięciem należy posprzątanie łazienek, pozbieranie śmieci i zabawek, uprzątnięcie guard roomu, sprawdzenie basenu. Tak organizuję wszystkim pracę, abyśmy o 7.30 byli już gotowi do drogi i najczęściej mi się to udaje. Już tylko clock out, na rower i w stronę basenu Kamila, który jest otwarty do 8.30, w celu popływania w głębszym i większym basenie, albo prosto do domu robić obiad. W domu jedzenie, pranie, wyjście do sklepu i nagle jest już północ, więc czas spać, aby mieć siłę przeżyć kolejny dzień.
Wersja hard. (wersja K., ja nigdy nie praktykowałam)
Pobudka o 6 z hakiem. Śniadanie i na rower na AV Lakes, bo ktoś musi otworzyć basen dla dziecięcej drużyny pływackiej na trening. 10.30 znowu na rower i pędem na AV Woods, aby z kolei tam otworzyć basen. Kolejne czynności pokrywają się z wersją normal, tylko trwają nie do 7.30 a godzinę dłużej. A potem do domu i spać.
Wersja light. Praktykowana przez Kamila przez pierwsze dwa tygodnie naszego pobytu. W związku z trwającym jeszcze rokiem szkolnym jedynie mój basen był otwarty rano, zaś pozostałe dwa otwierane były na 4 godziny dziennie w ciągu tygodnia. Wersja praktykowana również przeze mnie przez parę dni, bo po pierwsze byłam zmęczona ciągłą pracą, a po drugie chciałam się podzielić godzinami z Kamilem, który był sfrustrowany tym nic nie robieniem w środku tygodnia. Dzień zatem można było zacząć o dowolnej porze, bo do pracy na 16 dopiero, reszta jak w wersji normal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz