Wylądowaliśmy na Washington Dallas IAD razem z wielką grupą polskich uczestników Odysei Umysłu, więc zrobił się godzinny zator przy okienkach z urzędnikami emigracyjnymi. ( właściwie to nie wiem jak nazywa się funkcja, która te osoby pełnią, wypytują o cel podróży i 'takie tam') W końcu udało nam się odebrać nasze wirujące walizki i ruszyliśmy do wyjścia. Tym razem nie zadeklarowaliśmy posiadania mięsa, wiec przez nikogo nie zatrzymani poszliśmy "pod budki telefoniczne". Gdy zobaczyłam po roku znajome miejsce, łza mi się w oku zakręciła. Wiem, jestem dziwna, ale taka sentymentalna ze mnie osoba:-)
http://en.wikipedia.org/wiki/Washington_Dulles_International_Airport |
W tym samym miejscu niespokojnie kręcił się młody Ukrainiec, a potem dołączyła jeszcze trójka lifeguardów z ... Polski. Czekaliśmy wspólnie na kogoś z firmy, aby zabrał nas do naszych nowych mieszkań. Zastanawialiśmy się z K. kto po nas przyjedzie. W końcu naszym oczom ukazała się znajoma twarz ... Romana. Kto czytał uważnie wszystkie poprzednie wpisy, powinien pamiętać opowieści o szalonym ukraińskim kierowcy, który niespecjalnie zwracał uwagę na znaki, czy oś jezdni. To własnie był Roman.
Bardzo miłą niespodzianką było to, że nas pamiętał z zeszłego roku. Pytał o P. i Ł., widać było że kojarzy. Dziwne, bo przecież jako kierowca poznał mnóstwo osób i wątpię, aby wszystkich pamiętał. Może zaleźliśmy mu za skórę poprzednim razem?:-)
Dla większości ludzi miejsce, gdzie dokładnie będą mieszkać i pracować było bardzo ważne. My chcieliśmy jak najwięcej pracować i nie interesowała nas miejscowość, więc niewiele wiedzieliśmy poza tym, że ma to być duże, bogate osiedle z trzema basenami. Już chwilę po ruszeniu z parkingu lotniska zaczęłam rozpoznawać mijany krajobraz i znowu miałam mokre oczy - ze szczęścia, że znowu tam jesteśmy. Po 15 minutach dokładnie wiedziałam przez jakie miasto przejeżdżamy, bo jakimś niesamowitym zrządzeniem losu GPS kierował nas przez Ashburn. Powiedziałam do Kamila "skręcilibyśmy w lewo i bylibyśmy na naszym starym osiedlu" po czym ... skręciliśmy w lewo i zatrzymaliśmy się praktycznie pod tym samym domem, w którym mieszkaliśmy rok wcześniej. Byłam pewna, że to ci inni ratownicy będą tam mieszkać, ale Roman stwierdził, że to nasze miejsce. Kazałam mu to sprawdzić jeszcze raz, bo to musiała być pomyłka. Przecież mieli nad wysłać w inne miejsce...
Okazało się jednak, że to żadna pomyłka. Specjalnie wysłano nas do Ashburn, bo tak bardzo podobało nam się poprzednim razem, miała to być dla nas niespodzianka. Były we mnie sprzeczne emocje, z jednej strony cieszyłam się, że jestem w znanym sobie miejscu, z drugiej strony to było Ashburn - miasto gdzie nie dzieje się nic.
W mieszkaniu byli już wszyscy pozostali lokatorzy. Okazały się nimi 4 dziewczyny: 2 z Rosji i 2 z Bułgarii. Oczywiście obie sypialnie były zajęte, ale udało nam się dojść do porozumienia i jedna z dziewczyn się przeniosła. Zadzwoniliśmy do supervisora, umówiliśmy się na kupno rowerów i poszliśmy "zwiedzać" okolicę. Pierwsze kroki skierowaliśmy oczywiście do sklepu spożywczego (Gianta). Tam czekała nas kolejna niespodzianka. Kasjerka obejrzała nas od stóp do głów i stwierdziła, że nas pamięta z poprzedniego roku. Czy to nie wspaniałe uczucie, kiedy okazuje się, że osoba z którą praktycznie nigdy nie rozmawiałam i nie widziałam przez 9 miesięcy może mnie pamiętać? Niesamowite:-)
http://www.regencycenters.com/uploads/000230-pi-1.jpg |
http://www.regencycenters.com/uploads/000230-pi-2.jpg |
Stany bardzo miło nas przyjęły. To była dobra prognoza na resztę lata:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz