czwartek, 11 kwietnia 2013

Kup mi coś!

Od niepamiętnych czasów, gdy wyjeżdżam na dłużej z domu, zawsze staram się przywieźć rodzinie jakieś pamiątki z podróży. W czasach kolonijnych były to dziwne rzeczy, na przykład figurki smoka z Krakowa, koziołków z Poznania, ogólnie mówiąc "łapacze kurzu";-)) W wieku lat 13 osiągnęłam pewne ekstremum przywożąc z Bieszczad skarbonkę w formie ... wychodka. Kolejnego roku powtórzyłam ten dziwny zakup, tym razem w Zakopanym zapewne i tak po dziś dzień jestem posiadaczką dwóch drewnianych toalet;-) Nie wspomnę już o ciupadze, chyba każdy kto był kiedykolwiek na koloniach w górach co najmniej jedną do domu przywiózł.



Jak przystało na "łapacz kurzu" nawet w pudełku bardzo zakurzony;-))



Gdy jechałam do Stanów moje koleżanki również zażądały "czegoś ze Stanów". Jestem już trochę starsza i lubię dawać przemyślane prezenty, jaki jednak drobiazg przywieźć najbliższym z krainy burgerów? Łapacze kurzu, czyli pospolite figurki ze Statuą Wolności odpadają, bo tego nie znoszę. Musiałam wymyślić coś, co kojarzy się z Ameryką, jednak nie będzie na tyle kiczowate, że postoi chwilę na szafce a potem zniknie w pudełku, jak większość "pamiątek".

Photo credit: Fabio Ricco / Foter.com / CC BY-NC-SA
Photo credit: Doug Murray (borderfilms) / Foter.com / CC BY-ND
Photo credit: A30_Tsitika / Foter.com / CC BY-NC-ND
Może jestem staroświecka, ale pocztówki wysyłać lubię. Każdy też lubi dostawać listy, chyba też dlatego, że tak rzadko je w tej prastarej formie otrzymujemy. (rachunków nie liczę:P) Widokówkę zatem spokojnie można zakwalifikować do 'fajnych' prezentów z podróży. Potrzebowałam jednak coś jeszcze;-))

Musiało to być oryginalne i nie do kupienia w Polsce. Potrzeba oryginalności tak bardzo mi doskwierała, że prawie doprowadziła do tego, że wróciłam do domu z pustymi rękoma. Ale do rzeczy.

Biżuteria jako prezent jest banalna i oklepana. Jednak jeśli mamy do czynienia z biżuterią wykonaną przez rdzennych mieszkańców Ameryki (jeszcze jest ich trochę!) sprawa ma się trochę inaczej. Jadąc do Wielkiego Kanionu zobaczyliśmy przy drodze małe budki przed którymi siedzieli Indianie. Zatrzymaliśmy się, a ja przepadłam. Bransoletki, naszyjniki, kolczyki, pierścionki, wszystko ręcznie robione. Po jakichś 30 minutach wyszłam ze sklepu z prezentami dla mamy, siostry i wszystkich koleżanek.

Jedna z bransoletek (kupiłam ich aż siedem) znad Wielkiego Kanionu;-))


Rok wcześniej na Bahamach trafiliśmy na targ rękodzieł. Nie mogłam wyjść z pustymi rękoma;-)
A jednak łapacz kurzu. Buszując po targu na Bahamach trafiłam na piękne drewniane figurki przedstawiające tancerzy. Moi domownicy są melomanami, więc wszystko co związane z muzyką znajdzie miejsce na półce i do kartonu nie pójdzie. Zapytałam więc o cenę, lecz gdy usłyszałam $20 zrezygnowałam. Sprzedawca jednak nie chciał dać za wygraną i zapytał mnie ile ja bym dała za figurkę. Odpowiedziałam mu że $10. On wcale się nie obruszył na podanie ceny połowy niższej od pierwotnie żądanej, tylko zaczął się targować. Dobiliśmy w końcu do $12, wychodzi na to, że dobry ze mnie negocjator;-)))


Do kupienia tylko w Ameryce. Ponoć w USA można dostać stosunkowo tanio płyty winylowe dobrej jakości. Jednak gdzie, tego nie wie nikt. Gdy pytałam znajomych Amerykanów gdzie jest jakiś sklep muzyczny z winylami, nie wiedzieli nawet o co pytam. Na amazon.com i ebay.com można znaleźć, ale ani specjalnie tanie, ani też nie wiadomo jakiej jakości. Już miałam się poddać gdy trafiliśmy na klimatyczne Ann Arbor. Nasi gospodarze mieli w domu parę płyt i od słowa do słowa dowiedzieliśmy się, że jednak są w Stanach sklepy stacjonarne sprzedające winyle;-))) Z Ann Arbor wyjechałam więc podwójnie szczęśliwa, bo w posiadaniu dwóch płyt z początku listy "to możesz kupić". Jedna używana, druga nowiutka (dałam za nią $30 a to i tak mało jak na King Crimson). Wiozłam je więc w bagażniku przez całe Stany i ocean, chuchając na nie i dmuchając. Zawsze starałam się, aby leżały na samej górze, na płasko, aby nic ich nie pogniotło i pogięło. Nie wzięłam jednak pod uwagę, że jadąc w najgorętsze miejsce w Ameryce Północnej, temperatura w bagażniku może drastycznie wzrosnąć... Gdy więc w końcu dojechałam do Gdańska okazało się, że nowa płyta jest lekko 'zwichrowana':P. Zatem wożenia płyt w bagażniku przez Dolinę Śmierci nie polecam;-)))

Za wszelkie inne pomysły oryginalnych prezentów będę bardzo wdzięczna, szczególnie czytelnikom mieszkającym na stałe w Stanach. Błagam o jakąś inspirację, bo w tym roku znów będę stała przed tym samym problemem przywiezienia oryginalnych upominków:-)))

A moje Dziewczyny mogą mi napisać, co by chciały dostać, byłoby dużo łatwiej:P

5 komentarzy:

  1. Siiis,

    http://www.ebay.com/itm/Nikon-D800-36-3MP-Digital-SLR-Camera-Body-USA-WARRANTY-FREE-SHIPPING-ROBERTS-/200906197622?pt=Digital_Cameras&hash=item2ec6f14a76

    +

    ( http://store.yankodesign.com/chroma-watch-laurinda-spear albo http://store.yankodesign.com/bestsellers/past-present-future-watch-daniel-will-harris )
    plzzzzzz :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy, wysłać Ci na maila numer konta walutowego?:D A tak apropos, to myślę czy sobie nie sprawić jakiegoś porządniejszego aparatu, ale dla laików takich jak ja... Pewnie się do Ciebie zgłoszę po poradę;-))

      Usuń
  2. o! A we wtorek z Mycha mi radziła, że jak chce kindla to najlepiej, żeby mi ktoś ze stanów go przywiózł, to będzie najtaniej xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od czego są znajomi i przyjaciele;-)))) btw znalazłam w swoich papierach pocztówkę zaadresowaną do Ciebie sprzed dwóch lat;-D Miałam Ci ją dać i widocznie zapomniałam... ;-))

      Usuń