piątek, 28 grudnia 2012

12.09.2011 Chicago - wandering around Windy City

Kogoś kto czytał post o planowaniu podróży i moich peanach na cześć dobrego zarządzania czasem może zdziwić takie podejście do zwiedzania Chicago - bez dokładnie określonego planu, bez grafiku i rozplanowania środków podróży. Jednak po zrealizowaniu najważniejszych MUST SEE z naszej listy znalazł się czas na odrobinę luzu;-))

Złapany przez paparazzi na Navy Pier
Z Millenium Park ruszyliśmy w poszukiwaniu opisywanego przez przewodniki Magnificent Mile, jednak bez większej spiny, bo spieszyć się już nie mieliśmy gdzie. Metro nocą było przetestowane, więc ciemności się nie baliśmy.

Tej pani nie trzeba chyba nikomu przedstawiać.

Czym jak czym, ale architekturą Chicago powala na kolana. Genialnie rozplanowane, doskonale zaprojektowane, nawet dla mnie - kompletnego laika w tych sprawach - było jasne, że to architektoniczny majstersztyk. Połączenie różnorodności tych budynków w jedną spójną całość tworzy styl zwany (uwaga, uwaga) chicagowskim;-)) Idąc Magnificent Mile mijaliśmy wiele ciekawych fasad, nowatorskich rozwiązań a wszystko w budynkach sprzed ponad pół wieku! Dla mnie bomba;-))

Wrigley Building

Downtown. Źródło: Wikipedia
Jeden z wielu domów towarowych przy tej ulicy. Źródło: Wikipedia
Tribune Tower. Źródło: Wikipedia

Navy Pier w sumie powinno dostać osobny post, jako że znalazło się na naszej liście koniecznych_do_zobaczenia. Dodatkowo, atrakcja ta jest numerem jeden pod względem liczby odwiedzających turystów w sezonie. Zbudowane w 1916 roku ma długość ponad 1 kilometra. Głównymi atrakcjami są rejsy stateczkami i 'żaglowcami' stylizowanymi na pirackie okręty. Do tego człowiek ma do wyboru mnóstwo różnych restauracji oraz małe wesołe miasteczko z młyńskim kołem. Ogólnie - wieje nudą:P Jednak do spacerów i kontemplowania piękna jeziora Michigan oraz podziwiania panoramy miasta Navy Pier sprawdza się idealnie;-))

Navy Pier. Źródło: Wikipedia

Navy Pier widziane z lądu. Źródło: Wikipedia

Do domu już niedaleko;-))

Ja i maszty, jak uroczo;-)))

Mewa złapana na Navy Pier

Panorama Chicago z Navy Pier
Po długim wylegiwaniu się i łapaniu ostatnich promieni słońca nad wodą wymyśliliśmy sobie, że chcemy obejrzeć zachód słońca na plaży. W tym celu musieliśmy wydostać się z centrum miasta i licząc na łut szczęścia trafić na jedną z plaż zaznaczonych na mapach.


Linia metra na Loopie na wysokości drugiego piętra.

Loop.
Niestety pamięć zawodzi mnie, którą dokładnie stację metra wybraliśmy, oraz na którą plażę w końcu dotarliśmy, ale wiem, że cyrklowaliśmy tak, aby było jak najmniej do chodzenia;-) Ostatecznie niewiele nam z tego wyszło, bo jechaliśmy długo, łaziliśmy po jakiejś podejrzanej dzielnicy, zachód przegapiliśmy;-))) Ale i tak  było warto.

Najprawdopodobniej jest to Montrose Beach.
W końcu jednak trzeba było wracać do domu, bo następnego dnia czekało nas największe wyzwanie - 24 godzinna podróż "na drugą stronę". 24 godzinna nie oznacza jednego dnia jazdy. Oznacza dokładnie dwadzieścia cztery godziny jazdy, które rozłożyliśmy na dwa dni (do tego wliczając zboczenie z drogi w celu zobaczenia Mount Rushmore). Zanim jednak oddaliśmy się w objęcia Morfeusza czekała nas przygoda w metrze. Jazda do motelu trwała sporo czasu, myślę, że godzina nie jest przesadzoną liczbą. Poza centrum (a w Chicago w ścisłym centrum - Loop też) metro jest overground a nie underground. Właściwie pod ziemią jedzie niezbyt długo. Podczas postoju na jednej z podziemnych stacji usłyszeliśmy kobiecy krzyk. Babka biegała między wagonami i krzyczała, że się pali. W pociągu było sporo ludzi, dużo wystraszonych wybiegło z wagonu. Przybiegł kierownik pociągu i zaczęli szukać tego 'pożaru'. Pociąg oczywiście stał cały czas na stacji, ludzie miotali się ze strachu, a my siedzieliśmy sobie spokojnie czekając na rozwój wydarzeń. W końcu okazało się, że kobieta ma zwidy, coś jej zapachniało spalenizną (hamulce, cokolwiek) i od razu podniosła larum. Ona o dziwo jednak nie dała za wygraną i panikowała dalej;-))) Niektórzy ludzie wysiedli z zamiarem przesiadki na inny pociąg, my jednak wariatki się nie przestraszyliśmy, udało nam się ruszyć ze stacji i dojechać do domu;-))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz