piątek, 14 grudnia 2012

11.09.2012 Chicago. Dzień pierwszy

Dzień spóźnieni przyjechaliśmy do Chicago. Zabukowaliśmy sobie wcześniej miejsce w motelu Motel 6. Nie w centrum, ale też nie na jakiś peryferiach miasta, niedaleko lotniska. Jak pojawiliśmy się w recepcji było już dosyć późno (odstaliśmy swoje w korkach, pomimo jeżdżenia HOV*em)



Mieliśmy ze sobą fantastyczny przewodnik po zachodnich stanach USA, niestety Chicago się nie załapało. Korzystaliśmy z informacji w internecie i przewodników z app store'a. Dowiedzieliśmy się jednego - w Chicago są najdroższe parkingi ever! Można zabulić $40 za pół dnia stania, co jest ogromną kwotą [Maks jaki płaciliśmy to było $20 za cały dzień w Baltimore na strzeżonym parkingu]. Dlatego też po Chicago poruszaliśmy się wyłącznie metrem.

Wygląd typowego motelu w Stanach. Większość miejsc w których spaliśmy niewiele się od siebie różniło. Jedną z przyczyn jest fakt, że najczęściej korzystaliśmy z usług sieci Motel 6, ale gdy zdarzało nam się spać w innych miejscach, to wygląd, wyposażenie i standard był zbliżony;-)

Nasz motel nie był bardzo daleko od stacji, jednak maszerowanie na piechotę zajęłoby ze 20 minut. Pani w recepcji radziła wziąć taksówkę, bo autobusy rzadko kursowały, jednak my zdecydowaliśmy się podjechać autem. Z reguły przy stacjach dalej od centrum są duże parkingi, bo ludzie z obrzeży podjeżdżają furami i przesiadają się na metro. Moim zdaniem świetne rozwiązanie, miasto się AŻ tak nie korkuje, no i żyjemy w zgodzie z ekologią;-) 
Z Ann Arbour do Chicago jest ponad 400 km, ale tej długości trasę robi się w 4 godziny. Niestety trzeba doliczyć niecałą godzinę stania w korkach, więc na miejscu byliśmy koło 20. Skoro byliśmy dzień spóźnieni to nie mogliśmy sobie pozwolić na odpoczywanie, tylko ruszyliśmy zwiedzać jeszcze tego samego dnia. Podjechaliśmy naszą furą na parking stacji metra i jak zwykle uśmiechnęło się do nas szczęście, bo nie musieliśmy nic zapłacić z racji późnej pory i niedzieli. Wsiedliśmy w pociąg i ruszyliśmy na spontanie na miasto;-)
Wymyśliliśmy sobie, że pójdziemy na marinę i do Millenium Park. Metro niestety nie dojeżdża aż do wody, ale patrząc na mapę stwierdziliśmy, że to blisko i idziemy na piechotę. To był duuuuży błąd:D Pozytywne było to, że spacerując wieloma mostami i ulicami Chicago można było poczuć klimat miasta Spidermana;-)

To jest właśnie Loop, czyli dzielnica miasta, gdzie tory metra biegną na wysokości drugiego piętra;-)

Jeden z wielu mostów w Chicago.

Zapierający dech w piersiach widok z mostu.

Pomimo, że nie jestem na budownictwie, to i tak jestem pod wrażeniem tej konstrukcji.
 Data 9 września jest bardzo symboliczna w Stanach, właściwie na całym świecie. Rok wcześniej byliśmy w Nowym Jorku, tym razem rocznica "złapała nas" w Chicago.


Wielka piękna marina. Gdańsk powinien patrzeć i się uczyć.

Loop. Tylko Spidermana brak;-)

Odstępy między budynkami nie były zbyt duże...

... co nie byłoby bardzo dziwne, gdyby nie fakt, że szczelina zwęża się ku górze;-)

Chicago to naprawdę ciekawe i piękne miasto. Myślę, że każdy kto planuje podróż po Stanach i zastanawia się, które miejsca odwiedzić, powinien rozważyć właśnie Wietrzne Miasto. Rodaków powinien interesować fakt, że Chicago to drugie co do ilości mieszkających Polaków miasto na świecie (pierwsza jest Warszawa). Dowód mieliśmy już pierwszej nocy, kiedy idąc pustymi ulicami mijaliśmy dwie idące w przeciwnym kierunku dziewczyny, również mówiące po polsku;-)
Chicago było przez stulecia jednym z najszybciej rozwijających się miast i jednym z największych w Stanach. Niestety szybki rozrost powodował chaos w nieskazitelnej siatce ulic. W 1871 roku wybuch wielki pożar, w którym uległo zniszczeniu znaczna część miasta. Do dzisiaj nie wiadomo, co wywołało pożar. Legendy mówią, że to krowa pani  O'Connor kopnęła lampę, naukowcy mówią o odłamkach komety von Bieli. Faktem jednak jest to, że jedna trzecia mieszkańców miasta (100 tys osób) straciła wtedy dach nad głową. Można powiedzieć, że to uratowało Chicago, ponieważ po kataklizmie z uwagą zabrano się do planowania i zagospodarowania terenów. Po trzech latach intensywnej odbudowy nie widać już było śladów pożaru, a nowa architektura zaproponowana przez ściągniętych przez miasto architektów była [jest] niezwykle oryginalna i nawet ma swoją nazwę "styl chicagowski".
Komu żółte taksówki kojarzą się jedynie z Nowym Jorkiem jest w błędzie. Yellow Cabs po raz pierwszy wyjechały na ulice właśnie w Chicago. Myśmy się na ten luksus jednak nie skusili.
Było już zdrowo po północy kiedy postanowiliśmy wracać do motelu. Metro nie ma rozkładu jazdy i bladego pojęcia nie mieliśmy o której pociąg przyjedzie i czy w ogóle przyjedzie:D W Polsce byśmy się nastali za wszystkie czasy, jednak tam wystarczyło 10 minut i już byliśmy w wagonie. Ten wieczór był bardzo udany i był obiecującym wstępem do tego, co miało nas czekać następnego dnia;-)

*HOV - High-occupancy vehicle lane, pisałam już o tym kiedyś;-)

2 komentarze:

  1. Pewnie, że warto odwiedzić Chicago! Jestem ciekawa, co jeszcze zwiedziliście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie tyle ile byśmy chcieli i głównie przewodnikowe atrakcje, ale trochę tego było;-) Mam nadzieję, że znajdę czas przed Świętami, żeby co nieco napisać więcej. Pozdrawiam!

      Usuń