wtorek, 4 czerwca 2013

Najgorszy dzień w moim życiu

Czasami przychodzi taki dzień, że człowiek chce żeby już się skończył. Czasami jednak przychodzi taki dzień, o którym myślimy, że najlepiej by było jakby się nigdy nie wydarzył. W niedzielę taki dzień przydarzył się mnie...
Aktualnie pracuję jako pool manager na średnio dużym basenie (3 ratowników). Jest on tymczasowy, zatydzień wracam na przypisany mi poprzednio 5 ratownikowy basen, gdzie managerem jest Kamil (ja będę jego asystentką:D) Ponieważ wielu ratowników jeszcze nie przyjechało do Stanów roszada jest ogromna i codziennie dostaję kogoś nowego. Wtedy był to mój nowo poznany lokator Boban z Macedonii i Milos z Serbii. Na szczęście miałam samych international guardów zamiast amerykańskich ratowników, bo w mojej opinii są bardziej uważni i zdyscyplinowani.

Mieliśmy sporo ludzi w wodzie. Basen jest dosyć spory, długi na 40-50 metrów, szeroki na 25. Głęboki koniec ma 3 metry głębokości, płytki niecały metr. Ja i Milos siedzieliśmy na wieżyczkach i obserwowaliśmy wodę. Nagle Milos krzyczy 'magda' i wskazuje na dziecko w wodzie. W pierwszym momencie nie wiedziałam o co mu chodzi, dzieciak wyglądał jakby nurkował ('snorkeling'), jednak po sekundzie zauważyłam że się topi. Nie mógł wyciągnąć głowy z wody i tylko kopał nogami i rękoma nie mogąc sięgnąć dna. Byłam od niego jakieś 20-25 metrów, dzieciak znajdował sie dokładnie po przeciwległej stronie basenu. Zagwizdałam trzy razy aktywując plan ratunkowy (jak ja o tym pamiętałam, nie mam pojęcia, zadziałał instynkt). Rzuciłam się do wody z wieżyczki aby jak najszybciej dotrzeć do dzieciaka. W końcu złapałam go i wypchnęłam ponad wodę. Miał otwarte oczy, jęczał i był na szczęście ciągle przytomny, ale niezdolny do zrobienia niczego. Drugi ratownik też już był w wodzie, przejął go ode mnie, wyskoczyłam na brzeg i wyciągnęliśmy go z wody. Jako że był przytomny (więc oddychał i biło mu serce) natychmiast ułożyliśmy go na boku w bezpiecznej pozycji. Zaczął wymiotować wodą i zaczął znów nabierać kolorów na twarzy. Oddychał z trudem, ale oddychał z każdą chwilą coraz głębiej. Gdy byliśmy pewni że jest bezpieczny, kazaliśmy zadzwonić po pogotowie, które przyjechało po 3-4 minutach.

Pomimo 3-letniego doświadczenia i 11 dzieciaków wyciągniętych z wody, nigdy jeszcze nie uczestniczyłam w tak strasznym wypadku. Mam nadzieję, że nigdy więcej nic takiego mi się nie zdarzy. Tak strasznie bałam się o tego chłopca. Jak spojrzałam w jego oczy gdy do niego dopłynęłam widziałam błaganie o pomoc i bezradność tego dziecka. Modliłam się tylko, abyśmy go jak najszybciej wyciągnęli z wody i wylali wodę z płuc. Bałam się, że straci przytomność i będę musiała zacząć go reanimować. Każdemu mówię "jedź na work and travel jako ratownik, to fajna praca", ale pomimo tych wszystkich lat chyba nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo niebezpieczne i odpowiedzialne jest to zajęcie. Tyle razy wyciągałam dzieciaki z wody, trochę stresu się najadłam i to wszystko, zawsze czułam po tym satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. W tym przypadku jest inaczej. Czuję satysfakcję, że uratowałam mu życie, ale dopiero teraz dotarło do mnie, jak kruche jest to życie.

6 komentarzy:

  1. Madzik, to jest właśnie w tym najpiękniejsze - jest to odpowiedzialne zajęcie i nie każdy ma odwagę się go podjąć. Ty miałaś i chwała Ci za to! Jestem z Ciebie mega dumna! I Ty też powinnaś z siebie być.
    Życie jest kruche, dlatego trzeba z niego wyciskać wszystko co się da! A jak można się przyczynić do tego, aby inni też mogli żyć - to zaczyna mieć podwójne znaczenie. Chłopak miał wielkie szczęście, że tam byłaś:)) I nie myśl o tym, że to najgorszy dzień Twojego życia - myśl o tym, że to był najważniejszy dzień Jego życia, a Ty miałaś w tym swój udział:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aguś, ja po prostu wolałabym aby ten dzień nigdy się nie wydarzył. Czy jestem z siebie dumna? Wszystko zrobiłam zgodnie z procedurami, ale czy nie mogłam zrobić czegoś inaczej/szybciej? Tego się raczej nigdy nie dowiem. A ten dzień i ten dzieciak śni mi się do dzisiaj.

      Usuń
  2. Też pamiętam moją pierwsza akcje ratowniczą, wydygany byłem na maska. Przypomniały mi się wtedy słowa Łukasza i Piotrka: "Jedź, tam są baseny do 1,2 metra, nikt się nie będzie topił" LOL
    Ale to chyba zwykle tak jest, ze na początku sezonu takie dziwne rzeczy się dzieją: wybuch chlorinatora, jakaś piajna dziewczyna robiła gnój na basenie, jakaś obca w ogóle kobieta przyszła znikąd i prawie mi zemdlała od upału na basenie. Sile porywy wiatru i parasole i stoły w basenie.
    Potem już było spoko :D Więc głowa do góry:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No teraz już jest lepiej, to prawda. Uspokoiło się, ludzie przestali się topić, ja jeszcze jestem przewrażliwiona na punkcie dzieci z głową pod wodą, ale pewnie mi przejdzie po kolejnym tygodniu. Dzięki za słowa otuchy;-))

      P.S. Michał, to Ty?;-)))

      Usuń
  3. Heh.. Ten "lajfgard rejdar"nie wylaczy Ci sie juz do konca sezonu:D Ja potem juz mialem cos takiego, ze jak mi nowy czlowiek przechodzil przez bramke to w 90% przypadkow moglem okreslic czy bede musial dzis sie wkurzac czy bede mial spokojny dzien.
    P.S. To nie Michal, bo on jest teraz w pracy i nie moze pisac zadnych komentarzy na blogach:p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no chyba tak mam, że jestem czujna non stop;-))) Skoro to nie Michał, to witam serdecznie w naszych blogowych progach;-))

      Usuń