wtorek, 14 sierpnia 2012

19.09.2010 Key West

Czekała nas całodzienna wycieczka busem do najbardziej na południe wysuniętego na południe fragmentu Stanów Zjednoczonych. Dodać też trzeba, że z Kuby do Stanów jest najbliżej właśnie na Key West.




Podróż była stosunkowo długa, prawie 300 km i ponad 3 godziny jazdy. Mieliśmy jeden czy dwa przystanki na toaletę i coś na ząb (Sturbuck's i Burger King of course) i szybkim tempem zbliżaliśmy się do celu podróży. Aby dojechać do Key West trzeba przemierzyć szereg połączonych ze sobą mostów. Niesamowity widok - jedziesz a z jednej i z drugiej strony auta bezkresny błękit oceanu. Droga naprawdę bajeczna, choć wąska i w godzinach szczytu może się korkować. Nasz busik mijało wielu harleyowców i amatorów dwóch kółek na najdziwniejszych maszynach. Najwyraźniej spieszyli się na zlot dziwnych motocykli, ponieważ jak dojechaliśmy na miejsce to huk maszyn nas nie odstępował ani na krok.
W końcu dojechaliśmy. Kierowca wysadził nas, zarządził zbiórkę za parę godzin i od tamtej pory byliśmy zdani na siebie i własny spryt.
Niewiele mieliśmy czasu na zwiedzenie tego popularnego miejsca, ale nie wydaje mi się, żeby miasto było rozległe. Z czego jest znany Key West? Oprócz tego, że jest to najdalej na południe wysunięta część Stanów, to jest to typowo turystyczny kurort, z dużą bazą hotelową i wieloma atrakcjami. Jest to też gratka dla podglądaczy gwiazd, bo ponoć sporo sławnych osób ma tam swoje rezydencje. Nas to zupełnie nie interesowało, więc jakie gwiazdy bywają na Key West nie wiem;-)
Szybko zorientowaliśmy się się, że na wyspie jest jedna główna ulica przy której skupione są najdroższe restauracje i najlepsze sklepy. Dodatkowo, wszyscy motocykliści, którzy nas minęli po drodze zaparkowali właśnie przy tej ulicy, a tym którym nie udało się znaleźć miejsca jeździli tam i z powrotem i ryczeli swoimi maszynami. Widok był niesamowity, tak dużo motocykli w jednym miejscu robiło wrażenie. Do tego ich różnorodność - od cukierkowych różowych po ogniste bestie. Na dłuższą metę nie dało się jednak wytrzymać tego hałasu, więc szybko uciekliśmy w bok i postanowiliśmy zwiedzić Key West wzdłuż i wszerz;-)


Właściwie interesowały nas dwie rzeczy - boja wyznaczająca koniec 'cywilizowanego świata' no i bezkres oceanu. Do tego zobaczyć miasto i jak coś ciekawego rzuci nam się w oczy to korzystać. Nie przypadł nam jednak Key West do gustu, mnóstwo kramów z tandetą, naganiaczy na wycieczki łódkami, ogólnie nic oryginalnego, to samo co w innych miastach nad brzegiem morza / oceanu. Zaciekawiła nas architektura, wyraźne wpływy kubańskie i imigrantów z wysp Bahama. Główna ulica typowo turystyczna, ale wystarczyło przejść się jedną przecznicę dalej i można było podziwiać piękne letnie, kolorowe domy. 
Na ulicach miast w Polsce widzimy różne zwierzęta - psy, koty i inne pupile. Mieszkańcy Key West mają nietypową pasję - hodują kurczaki. Biegają sobie one stadami po ulicach zupełnie wolne. Właściwie nie wiem, czy były one bezpańskie, czy ktoś sprawował nad nimi pieczę, ale wszędzie było ich pełno;-) Koniecznie chciałam mieć z nimi zdjęcie, ale skubane uciekały, wprawne oko znajdzie jednak na zdjęciu powyżej jedną kurkę;-)


W jednej z bocznych uliczek wypatrzyłam szyld galerii sztuki "Zbyszek". Nie weszliśmy do środka, ale podejrzewam, że witając się polskim 'dzień dobry' bylibyśmy mile widzianymi gośćmi.


Chyba największa atrakcja Key West - dom Ernesta Hemingway'a. Po drugiej stronie ulicy urokliwa latarnia morska.


Udało się! Dotarliśmy na kraniec świata ;-) Najdalej wysunięty punkt Key West i zarazem USA.


Jak odhaczyliśmy wszystkie pozycje na naszej liście Must See, postanowiliśmy skorzystać z uroków oceanu (i nazbierać piasku z plaży). Ruszyliśmy w poszukiwaniu ładnej plaży. Okazało się to niełatwym zadaniem, bo większość plaż była prywatna, tylko do użytku gości hotelowych. Dodatkowo, woda wcale nie należała do najczystszych, a plaże do najładniejszych. Po pół godzinie mijania hoteli trafiliśmy na publiczną, czystą plażę i mogliśmy się w końcu ochłodzić, po wyczerpującym zwiedzaniu w upale. Ciężko jest w to uwierzyć, ale w drugiej połowie września termometr pokazywał 85 stopni Fahrenheita, czyli 30 stopni Celsiusza....

Mistrz drugiego planu.


Publiczna plaża i nienajczystsza woda. Raptor.



Moje ukochane zdjęcie z palmą!


Podsumowując, byliśmy zadowoleni z wyjazdu, ale szału nie było. Tandeta i wszechobecna komercjalizacja może zepsuć nawet tak urokliwe miejsce jakim jest wyspa Key West. W takich przypadkach trzeba zejść z głównego szlaku turystycznego i zagłębić się w nieznane i spokojne okolice, a na pewno się człowiek nie zawiedzie;-)

2 komentarze:

  1. Widzę zacięcie jest no i pióro co raz lepsze. To kiedy autorski program w TVN Style?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że jest zacięcie, został mi przecież cały następny rok do opisania, który był jeszcze lepszy:P TVN Style? Składają mi ciągle propozycje, już boję się telefony odbierać, bo nie dają mi spokoju...

      Usuń