piątek, 3 lutego 2012

09.09.2010 Wall Street

Najlepiej się czuję, kiedy mam wszystko zaplanowane, dlatego wieczór przed rozpoczęciem zwiedzania Nowego Jorku spędziłam nad przewodnikiem ustalając wszystkie szczegóły. W tak krótkim czasie, jaki mieliśmy spędzić w NYC nie dało się zobaczyć wszystkiego, zatem musieliśmy dojść do kompromisu, na co poświęcić swój czas. Bieganie po mieście z wywieszonym ze zmęczenia jęzorem też nie wydawało nam się najlepszym pomysłem, ale chcieliśmy wykorzystać dzień do maksimum i zobaczyć jak najwięcej. Z perspektywy czasu uważam, że optymalnie rozplanowaliśmy czas, nie zmieniłabym ani jednej rzeczy;-) 
Pierwszy dzień zaczęliśmy od południowego krańca wyspy, powoli przemieszczając się w górę. Po zejściu z pokładu statku trochę zgłodnieliśmy, zatem zatrzymaliśmy się przy jednej z wszechobecnych budek z hot-dogami. Niestety smak parówki był okropny, nie wiem z jakiego (i czy w ogóle) mięsa była zrobiona, ale zdecydowanie nie były to najlepiej wydane $2. Mogę jednak powiedzieć, że próbowałam jednego z symboli Nowego Jorku:P

Ruszyliśmy dalej, w stronę Bowling Green. Znowu gratka dla fanów filmu Hitch (i różnych innych, których akcja rozgrywa się w NYC)  ponieważ to tam znajduje się często pokazywany w filmach symbol amerykańskiej finansjery czyli wielki byk zwany Charging Bull (Szarżujący Byk) albo Wall Street Bull lub jeszcze Bowling Green Bull. Jak zwykle mieliśmy pecha do renowacji, ponieważ zaraz pod nogami byka prowadzone były roboty ziemne i dostęp był utrudniony. Dodajmy do tego tłum turystów i już wiadomo dlaczego szybko stamtąd uciekliśmy. 
Ja pozowałam przy buzi byka, chłopacy upodobali sobie zadek. Ponoć trzeba potrzeć nos, rogi i jądra aby mieć szczęście, ale nie przekonało mnie to zupełnie:P Jest to jednak powód dla którego rzeźba różni się kolorem w tychże miejscach.



Idąc dalej na północ ulicą Broadway doszliśmy w końcu do Trinity Church oraz słynnej Wall Street, czyli ulicy przy której funkcjonuje Stock Exchange, czyli Giełda papierów wartościowych.
Jak zwykle moje wyobrażenia tego miejsca miały się nijak z rzeczywistością. Ciasne, dziurawe ulice zamiast szerokich alei i brak słońca, zasłoniętego przez drapacze chmur. Właściwie nie wiem czego spodziewałam się po Wall Street, przecież to po prostu zwykła ulica. Gmach giełdy faktycznie spory, fasada zasłonięta ogromną amerykańską flagą. Widać, że coś ważnego się tam znajduje, ponieważ przed wejściem do budynku jest polowa (bo w namiocie na świeżym powietrzu)  kontrola osobista. My nie jesteśmy temu poddani, ponieważ do środka się nie wybieramy i tak pewnie by nas nie wpuścili.



Na przeciwko, a właściwie po skosie stoi Federal Hall National Memorial. Na schodach tego budynku stoi pomnik George'a Washingtona upamiętniający jego wybór na pierwszego prezydenta Stanów Zjednoczonych (1789 rok). Nie odbyło się to do końca na schodach dokładnie tego budynku, ponieważ wcześniej w tym miejscu stał Federal Hall zburzony w 1812 roku. Stragany z pamiątkami "I love NY" nie budują klimatu doniosłości, prędzej jarmarku. Oglądamy i idziemy dalej.


W wąskim Wall Street pomiędzy wieżowcami jest po prostu ciemno.


Widok na Trinity Church z Wall Street.


Uciekamy z Dzielnicy Finansowej i kierujemy się w stronę Strefy Zero. Jest początek września zatem przygotowania do obchodów rocznicy ataku idą pełną parą. W miejscu gdzie stały wieże nowe budynki pną się w górę. Mają symbolizować jedność i siłę narodu amerykańskiego, który potrafi się podnieść nawet po takiej tragedii. Obok ma być też reflecting pool, czyli sztuczny staw którego celem jest odbijanie otaczających go budynków. Ten sam mechanizm jak w DC na National Mall.
Jest już mocno po południu, jesteśmy wymęczeni i głodni, ale uparcie idziemy dalej. W planach jeszcze jedna pozycja tego dnia - Brooklyn Bridge.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz