poniedziałek, 3 lutego 2014

4.09.2013 Spacerem po Wietrznym Mieście

Mieliśmy jeszcze chwilę czasu przed lunchem z naszą przyjaciółką, więc postanowiliśmy połazić po Chicago. Nie wiem jak, ale nogi same nas zaniosły do Parku Millenium, mojego ulubionego;-) Stwierdziliśmy, że musimy wypróbować nowy aparat (:D) i jeszcze raz porobić zdjęcia przy fasolce.

Fasolka chyba nigdy mi się nie znudzi. Kupiłam za $8 okulary pasujące do butów, taka szafiarka jestem!

Początkowo plan był taki, że pojedziemy do Jackowa, wrócimy do mieszkania przyjaciółki i stamtąd pojedziemy metrem do centrum. Jednak śniadanie nam się przedłużyło do południa i stwierdziliśmy, że oszczędzimy godzinę czasu, jeśli pojedziemy do centrum autem prosto z Avondale. Cóż, kosztowało nas to $40, bo w Chicago są chyba najdroższe parkingi na świecie, trochę kłótni, ale czas zyskaliśmy.
Pokręciliśmy się  po mieście w poszukiwaniu w miarę taniego parkingu (czyli takiego poniżej $40 za godzinę, znaleźliśmy za chyba ponad $30). Miałam wtedy okazję porobić trochę zdjęć, bo znalezienie takiego miejsca to prawie cud:P


 W komentarzach pod poprzednim postem o Chicago padło pytanie, czy tak wysokie budynki nie przytłaczają. Zastanawiałam się nad różnicą w odbiorze Chicago, gdzie byłam wszystkim zachwycona, a Nowym Jorkiem, który wydał mi się ciasny, brudny i ciemny. Teraz już wiem, że różnicę stanowią właśnie szerokości ulic, w Chicago jest szeroko i jasno, Nowy Jork jest ściśnięty i słońce tam po prostu nie dociera.

The Loop, czyli metro w centrum jeździ na poziomie pierwszego piętra;-)






Wjazd do podziemnego parkingu pod Millenium Park. Drogo:P


 Po odbyciu rejsu statkiem mieliśmy jeszcze trochę czasu i postanowiliśmy przespacerować się po centrum. Nogi same nas zaniosły do parku Millenium.



Kładka w Millenium Park

To ujęcie na blogu już było, ale takie widoki można podziwiać codziennie;-)
 Zaraz przy Magnificent Mile trafiliśmy na posąg krowy. Bladego pojęcia nie mam dlaczego tam stał, był łudząco podobny (co prawda nie ta skala:P do byka z Wall Street (nie mylić z Wilkiem). Podejrzewam, że owa krowa, to krowa pani Catherine O'Leary, która według legendy kopnęła lampę naftową i w 1871 roku spowodowała Wielki pożar Chicago. Naukowcy twierdzą, że to bujda i że to kometa Bieli jest temu winna, ale kto by wierzył inżynierom?

Brązowa z brązu krowa. I ja też trochę brązowa.

Jeden z przystanków metra na The Loop.

Żółte taksówki jako pierwsze zaczęły jeździć w Chicago, a nie jak wszyscy myślą w Nowym Jorku!
Niestety czas gonił nas, więc wsiedliśmy w najszybszy w mieście wóz, zjedliśmy kolację z naszą gospodynią i pożegnaliśmy się z Wietrznym Miastem, mając nadzieję, że jeszcze kiedyś tam wrócimy.

2 komentarze:

  1. Po pierwsze życzę szybkiego powrotu do Chicago. Po drugie ładne zdjęcia i opalenizna, po trzecie nie zauważyłam tej głowy, ale rzeczywiście jest dziwna... nie będę już zmieniać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie Kasiu! Liczę na to, że już w tym roku we wrześniu uda mi się chociaż na godzinę odwiedzić Chicago. A co do głowy to jest jest dziwna, taki zabawny szczegół zdjęcia:)))

      Usuń