sobota, 18 maja 2013

wizyta w konsulacie

Pomimo, że wyjazd już za tydzień, to dopiero na poprzedni czwartek wczoraj mieliśmy zaplanowaną wizytę w konsulacie. Dlaczego tak późno? Niestety zaczynanie procedur pod koniec kwietnia nie jest najlepszym pomysłem, bo wtedy dzieje się tak jak w naszym przypadku, że zamiast do Warszawy do ambasady trzeba jechać do Krakowa do konsulatu.
Gdy jechaliśmy do Stanów za drugim razem, czyli w 2011 roku, wizyta w konsulacie nie była wymagana z racji naszej wcześniejszej wizyty w roku poprzednim. Zdziwiliśmy się zatem, gdy nasza opiekunka z biura pośredniczącego w Polsce oznajmiła nam, że musimy udać się na rozmowę z konsulem. Najlepsza była jednak data przez nią zaproponowana - 22 maja... To nic, że 23 maja mamy wylot, jakoś to będzie? W końcu wyjściem z tej patowej sytuacji była zamiana miejsca rozmowy z bardzo obleganej Warszawy na spokojniejszy Kraków.

Wizytę wyznaczono nam na 16 maja. Nie był to najwcześniejszy termin, ale cały czas nie przyszły ze Stanów nasze DS2019, więc i tak nie można było nic szybciej załatwić. Wyruszyliśmy z Gdańska pociągiem w środę wieczorem o 19, po siódmej byliśmy na miejscu. Prawie 13 godzin w pociągu to coś co misie lubią najbardziej, ale nie było innej rady. Pół biedy, że wzięliśmy kuszetki, to w miarę można było gnaty wyprostować i pospać.

Godzina zbiórki przed konsulatem była wyznaczona na 10:15. Rozmowę z konsulem przy wizie J1 zawsze umawia biuro pośredniczące w Polsce, zawsze też przedstawiciel wprowadza grupę uczestników do środka. Wcześniej jednak czekała nas pogadanka, jak należy się zachowywać, aby nie podpaść;-))

Przede wszystkim w stosunku do ubiegłych lat zaostrzono procedury. Wcześniej wizę dostawał prawie każdy, naprawdę mocno trzeba było nabroić, być terrorystą, albo mieć bezprawne przebywanie w USA aby dostać odmowę. W tym roku postanowiono zaostrzyć kontrolę i zapobiec zdarzeniom takim jak np zamach w Bostonie. Wiąże się to z tym, że konsul zadaje więcej szczegółowych pytań, sprawdza dogłębniej naszą wiedzę o przyszłej pracy i nasz związek z krajem ojczystym (co byśmy nie chcieli w USA zostać na dłużej).

Nasza opiekunka przed wejściem do konsulatu nastraszyła nas niemiłymi konsulami, wieloma odmowami wiz i ogólnie "róbcie wszystko co mówię". Nawet trochę zaczęłam się denerwować, no bo w końcu ludzie są nieprzewidywalni.

Do konsulatu nie można praktycznie nic wnieść. Telefony trzeba zostawić gdzieś w depozycie, ale nie na terenie konsulatu. Żadnych większych toreb, płynów, kontrola przy wejściu identyczna jak na lotnisku (dobrze, że butów nie kazali ściągać). Na następnym checkpoincie pobrano od nas odciski 10 palców oraz sprawdzono czy mamy wszystkie dokumenty, czyli

  • paszport
  • DS160
  • DS2019
  • potwierdzenie opłaty wizowej
  • indeks
  • legitymacja studencka
Przy okazji pani w okienku pytała czy przeczytało się broszurę ambasady nt. handlu ludźmi i praw przysługujących imigrantom. Dziwna sytuacja nam się przydarzyła, podczas gdy czekaliśmy w kolejce na skanowanie palców. Co jakiś czas z głośników odzywał się dziwny głos. Ja myślałam, że to te panie z okienka coś mówią, jednak myliłam się. A oto co usłyszeliśmy:
"Proszę teraz słuchać. Konsul nie lubi jak się go okłamuje. Proszę mówić prawdę. Czy przedłużyła Pani swój pobyt w Stanach?"

Zrobiło się groźnie. Cała nasza grupa patrzyła po sobie, niepewnie co do naszych dalszych losów. Podejrzewam, że usłyszany głos to fragment rozmowy z konsulem z udziałem tłumacza, w jakiś dziwny sposób puszczony na głośnik główny...

Po zeskanowaniu palców pobrałam numerek i udałam się do poczekalni. Na rozmowę z konsulem czekałam może 15 minut, niespecjalnie się stresując. Największego nerwa miała nasza opiekunka;-)) Gdy w końcu wywołano mój numerek ruszyłam z uśmiechem ("koniecznie się uśmiechać!"). Gdy pani konsul od razu rzuciła "hi, how are you" poczułam, że nie będzie żadnych problemów. I miałam rację;-)))

Pytała mnie o to co studiuję, przejrzała moje oceny. Pytała czy byłam już w Stanach i ile razy. Pytała co będę robić, gdzie będę mieszkać. Gdy odpowiedziałam, że w Virginii, dopytała o miasto. Gdy powiedziałam, że wcześniej mieszkałam obok Leesburga padło najmniej oczekiwane przeze mnie pytanie "Czy byłaś w Leesburg Outlet Center?" Hahaha, oczywiście że byłam! "A jak tam dojeżdżałaś?" No rowerem, a jak ... " To jak zabierałaś rzeczy kupione?" Miałam plecak, no i chłopaka! "O, a jest tu dzisiaj?" No pewnie, że jest, właśnie przed chwilą odszedł od okienka. "To ten? [pokazuje mi czyjeś zdjęcie] Ale fajnie, że jedziecie razem"

Tu małe wtrącenie, zostaliśmy poinstruowani aby specjalnie się nie przyznawać, że jedziemy dwójkami. Mogłoby to być odebrane jako powód do potencjalnego nielegalnego przedłużenia pobytu. No cóż, jak widać nie wszystkie zalecenia są odpowiednie do każdej okazji:P

Pani konsul pytała jeszcze co zrobię jeśli ktoś się będzie topił na basenie i to był koniec formalności. Życzyła mi owocnej podróży i mogłam odejść. Jednak za chwilę usłyszałam z głośników swoje nazwisko. Przestraszyłam się, bo nie wiedziałam kto mnie woła. Okazało się, że to pani konsul zapomniała zeskanować jeszcze raz mój odcisk palca....

Jednak nie wszyscy wyszli z konsulatu szczęśliwi. Kamil opowiadał o chłopaku, który siedział smutny, bo ponoć nie dostał wizy przez swoje słabe oceny. Szczerze mówiąc jakoś nie chce mi się wierzyć, aby było to głównym powodem odmowy. Jeśli ktoś jest pewny siebie, uśmiechnięty i mówi prawdę, to jeśli spełnia wszystkie warunku programu wizę powinien otrzymać. Najważniejsze to aby udowodnić, że wcale nie zamierza się w Stanach zostać. Reszta to szczegóły;-))

Wylot mamy w czwartek z samego rana. Konsul zapewniła mnie, że paszporty będą do odbioru w Gdańsku we wtorek. Ryzykownie, ale nie mamy innego wyjścia. Liczę, że trzymanie kciuków przez wszystkich krewnych i znajomych pomoże;-)))


2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Dzięki, na pewno się nam przyda;-)) Na szczęście mogę śledzić przesyłkę paszportu i widzę, że jest już w drodze;-))

      Usuń