niedziela, 17 marca 2013

20.09.2011 Yosemite Falls, Park Narodowy Yosemite

Yosemite to park narodowy w Kalifornii o powierzchni 3000 kilometrów kwadratowych.  Już w 1964 tereny te zostały objęte ochroną, zaś w 1890 roku oficjalnie ogłoszono go drugim parkiem narodowym (zaraz po Yellowstone) w Stanach. Wstyd przyznać, ale w początkowych planach nie braliśmy go pod uwagę, ba, nawet nie wiedzieliśmy o istnieniu. Dobrze jednak, że posłuchaliśmy znajomych i w tej kwestii. Dwudniowy wypad do Yosemite uważam za jedną z lepszych decyzji. Zdecydowanie ten park jest baaardzo wysoko na mojej liście najlepszych miejsc w Stanach. Park jest też wpisany na Listę światowego dziedzictwa UNESCO.

W drodze na szczyt Yosemite Falls. Pomimo ciężkiej wspinaczki po kamiennych schodach warto było wejść i zobaczyć świat z góry.
Nasi znajomi to starzy wyjadacze, znający park jak własną kieszeń, więc zdaliśmy się całkowicie na ich opinię, co należy odwiedzić w tak krótkim czasie. Mogliśmy poświęcić na Yosemite tylko jeden dzień i tu zaznaczam, jest to zdecydowanie za mało. W parku można spędzić tydzień i wcale się nie nudzić. Jeśli ktoś planuje wizytę w Kalifornii i zastanawia się co zrobić, to proszę, olejcie Los Angeles (jeden dzień starczy w zupełności), parki narodowe to najlepsze co Stany mogą zaoferować;-)))

Plan był prosty: idziemy na szlak Yosemite Falls, wchodzimy do pewnego momentu i potem jedziemy do Mariposa Grove czyli lasu sekwoi oraz Glacier Point. Podejście pod wodospad miało zająć godzinkę, więc na luzie mogliśmy zdążyć. Och jakże się pomyliliśmy!;-))

Jednokierunkowa droga biegnąca przez park.

Wjazd do parku kosztuje $20, jest to opłata od samochodu pozwalająca na tygodniowy pobyt. Roczny pass kosztuje $40, a roczna wjazdówka do WSZYSTKICH parków narodowych $80. Co ciekawsze, jeślibyśmy chcieli, moglibyśmy wszystkie dotychczas zakupione bilety zamienić na ten roczny pokazując po prostu paragony. Gdyby nie to, że wjazd do Wielkiego Kanionu mieliśmy za darmo, na pewno skorzystalibyśmy z okazji.

Z naszą wizytą w Yosemite wiąże się też moja ulubiona anegdota, którą moi znajomi słyszeli milion razy, a mnie opowiadanie jej chyba nigdy się nie znudzi;P Uważni czytelnicy wiedzą, że samochód którym podróżowaliśmy był wypożyczony w Virginii, ale tablice rejestracyjne miał z Nowego Yorku. Tablice z NY są bardzo charakterystyczne, ponieważ w przeciwieństwie do innych stanów są całe żółte ( reszta jest po prostu biała z nazwą stanu). Tak więc każdy bez specjalnego przyglądania się, można było powiedzieć, że przyjechaliśmy z daleka;-)) Tak było też w przypadku rangera, który zatrzymał nas chwilę po wjeździe do parku. Sprawdzał, czy zostaliśmy dobrze obsłużeni na wjeździe, czy dostaliśmy mapkę, czy "everything is OK?" itd. Był naprawdę miły, zresztą jak większość osób spotkanych podczas naszej podróży. Wywiązał się między nami krótki dialog:

Ranger: Widzę, że przyjechaliście z daleka, bo aż z Nowego Jorku.
Ja: Tak właściwie, to przyjechaliśmy z Polski, czyli jeszcze dalej.
Ranger: Oooo, to widzę, że musieliście naprawdę długo jechać!

Konsternacja na naszych twarzach była bardzo wymowna. Pan strażnik chyba nie obczaił, że przez Atlantyk samochodem raczej średnio się da przejechać, no chyba że zna jakiś skrót, którego my nie znamy;-))) Pożegnaliśmy się więc grzecznie i pojechaliśmy dalej w kierunku naszej góry do zdobycia.

Niestety zaparkowaliśmy dosyć daleko, co było wybitnie moją winą, bo spanikowałam, że nie będzie gdzie stanąć. Czekał nas zatem spacer do podnóża Yosemite Falls. Wodospad jest trzyspadowy i na samym dole można podziwiać 98 metrowy spad. Nigdzie nie trzeba się wspinać, dostępny jest też dla osób niepełnosprawnych.

U podnóża wodospadu Yosemite Falls. W tle dolna część czyli Lower Falls zasilająca płynącą nieopodal rzekę Merced.
My jednak w planach mieliśmy wejście odrobinę wyżej. W parku panuje klimat śródziemnomorski, było ciepło i przyjemnie. Niestety żyć nam nie dawały maleńkie muszki wlatujące do oczu, uszu i ust. Nie wiem czy jest tak zawsze, ale zdecydowanie uprzykrzały wędrówkę w górę.

W naszej głowie kołotała się liczba : 1 godzina. Nie do końca wiedzieliśmy dokąd mamy dojść i co zobaczyć, aby zawrócić, więc szliśmy ciągle do przodu. Stwierdziliśmy, że jak zobaczymy zawracających ludzi to i na nas przyjdzie pora.
Minęło 1,5 godziny a my ciągle nie widzieliśmy końca szlaku. Nagle za zakrętem ukazała nam się środkowa część wodospadu czyli Middle Cascades. Nie widać go z doliny, pomimo że jest to 200 metrowy, przepiękny wodospad. Zrobiliśmy sobie postój i podziwialiśmy;-))


Pomimo upływu czasu nadal nie widzieliśmy końca szlaku. Stwierdziliśmy, że to musi być gdzieś niedaleko, więc zaopatrzeni w malutką buteleczkę wody (bo przecież mieliśmy iść godzinę po płaskim) ruszyliśmy dalej. Minęło kolejne piętnaście minut i kolejne, a końca szlaku nadal nie było widać. Wspinaczka była coraz bardziej uciążliwa, schody coraz bardziej strome a naszych lekkich adidasach kamienie. Dodajmy do tego te okropne muszki włażące w każdy otwór ciała i ograniczone zasoby pitnej wody i mamy katastrofę... Zatrzymywaliśmy się często, Kamil jakoś przeżył mój atak szału i opanował natychmiastową chęć zejścia na dół. Zorientowaliśmy się, że dawno minęliśmy punkt, w którym powinniśmy byli zawrócić. Skoro jednak weszliśmy tak wysoko, postanowiliśmy wejść na sam szczyt.

Szlak był wyłożony wielkimi kamieniami spomiędzy których od czasu do czasu było widać łepek małej jaszczurki. Tu udało mi się złapać jej ogon;-))

Przynajmniej w końcu wiedzieliśmy dokąd idziemy... na szczyt!

Po kolejnych dwóch godzinach i milionie zadanych pytań  "daleko jeszcze?" osobom schodzącym, dotarliśmy na szczyt. Od razu wiedzieliśmy, że było warto.

Szczy wodospadu Yosemite. Na samym dole ostrzeżono nas, abyśmy nie podchodzili zbyt blisko krawędzi, bo tego roku spadło już 5 osób...

Spokojna Yosemite Creek chwilę przed 440 metrowym spadkiem.

Yosemite Creek na samym szczycie Yosemite Falls

Widok na dolinę Yosemite

Dolina Yosemite ze szczytu Yosemite Falls.
Staliśmy na wysokości 2 tysięcy metrów nad poziomem morza. Od dna doliny dzieliło nas półtora kilometra. Dotarliśmy na szczyt najwyższego wodospadu w Północnej Ameryce, szóstego pod względem wysokości na świecie. Yosemite Falls ma wysokość 739 metrów z czego na pierwszy spadek przypada 436 metrów, na drugi 206, zaś na trzeci 98 metrów. Wejście na szczyt w zwykłych adidasach i z jedną małą butelką wody uważam za swój największy sukces. Nie jest to co prawda najtrudniejszy szlak w parku Yosemite, ponieważ wejście na Half Dome, w tym po pionowej ścianie, jest zaliczane do tych trudnych, jednak satysfakcja jest ogromna.

Samo wejście to jednak nie był koniec wrażeń. Największy skok adrenaliny był dopiero przed nami. Odpoczywając na szczycie zauważyliśmy tabliczkę informującą o tarasie widokowym. Szliśmy pomiędzy skałami paręnaście metrów w dół. Ścieżka była wąska, miała może pół metra szerokości. Z jednej strony, przy ścianie biegła metalowa poręcz, z drugiej strony była ... przepaść i spadająca woda wodospadu. Nie mam lęku wysokości, jednak w pewnym momencie nie mogłam ruszyć stopami, bo byłam pewna, że zaraz spadnę. Gdy udało nam się dotrzeć na 'taras' okazało się, że jest to mała półka skalna otoczona barierkami (na szczęście) z której mieliśmy fantastyczny widok na dolinę. Strach był ogromny, ciągle kurczowo trzymałam się barierki, ale ciekawość wygrała z przerażeniem;-)))

Zrobienie tego zdjęcia wymagało ode mnie sporej odwagi. Ciągle bałam się, że upuszczę aparat, lub co gorsza,  sama spadnę w dół.
Podsumowując, ruszyliśmy na szlak w samo południe, na szczycie Yosemite Falls znaleźliśmy się parę minut po 16. Z przewidywanej, godzinnej wycieczki zrobiły się cztery godziny, a jeszcze trzeba było zejść na dół.


W drodze w dół mieliśmy większą ochotę na robienie zdjęć.




Droga w dół zajęła nam kolejne dwie godziny. Gdy szliśmy do samochodu było już całkiem ciemno. Byliśmy tak zafascynowani Yosemite, że postanowiliśmy pozmieniać nasze plany i następny dzień też spędzić w parku.
Do dzisiaj nie jestem pewna, dokąd właściwie mieliśmy dojść w tą planowaną godzinę. Podejrzewam, że chodziło o dojście do stóp wodospadu i podziwianie Lower Falls. To jednak nic w porównaniu z widokami z góry!

2 komentarze:

  1. Przepiękne miejsce! Widziałam je już nie raz na zdjeciach znajomych i słyszałam mnóstwo opowieści, ale za każdym razem nie mogę wyjść z podziwu, a chęć zobaczenia tego na własne oczy rośnie coraz bardziej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie polecam;-) Z całej naszej 3 - tygodniowej wyprawy to jedno z najciekawszych miejsc. Jeszcze jeden post o Yosemite do napisania przede mną o sekwojach, one też robią niesamowite wrażenie;-)

      Usuń