niedziela, 6 stycznia 2013

15.09.2011 Yellowstone

Najstarszy park narodowy na świecie, założony 1 marca 1872 roku przez Kongres Stanów Zjednoczonych. Początkowo chroniony przez wojsko aż do 1917 roku, kiedy została utworzona służba ochrony parku National Park Service. Chyba jedna z najbardziej  wyczekiwanych pozycji naszego road-tripu. Wszystkie pokładane w niej nadzieje spełniła i to z nawiązką;-))

Wschodni wjazd do Yellowstone, 2119 m. n.p.m.
Gdy dojechaliśmy po naszych górskich przygodach do Cody, było koło północy. Zrobiliśmy kardynalny błąd zakładając, że o tej porze roku bez problemu znajdziemy pokój w tanim moteliku. Gdy w kolejnym miejscu pani ze smutkiem poinformowała nas, że miejsc niestety brak, byliśmy bardzo źli. Przemiła recepcjonistka zadzwoniła więc do zaprzyjaźnionego motelu, gdzie miejsce się znalazło, niestety nie w naszych preferencjach cenowych. Za dobę musieliśmy zapłacić $80, gdzie w budżecie zaplanowaliśmy $30-$40. Smutni zajechaliśmy na pusty parking Walmartu i poważnie rozważaliśmy nocleg w samochodzie. Rozsądek i zmęczenie 24 godzinną jazdą wzięły górę, postanowiliśmy nie jeść obiadu, ale spać w miękkim łóżku.

Następnego dnia ruszyliśmy skoro świt do sklepu największej na świecie firmy - Walmartu, na świeże bułki. (Mycie zębów na parkingu supermarketu stało się naszym codziennym rytuałem). Następnie czekało nas do pokonania 85 km przez Park Szoszonów (Shoshone National Forest) aż do Wschodniej Bramy Yellowstone położonej na wysokości 2119 metrów nad poziomem morza.
Przy bramce dostaliśmy mapkę i bilet ($25) uprawniający nas do poruszania się po Yellowstone przez tydzień. Można zakupić też roczny bilet wstępu do jednego parku ($40), lub do wszystkich National Park ($80). 
Nareszcie wjechaliśmy na teren opisany w naszym przewodniku Michelin po Zachodnich Stanach. Planując całodniowy pobyt w Yellowstone bazowaliśmy na opisach właśnie z tego przewodnika, oraz na świetnej mapce otrzymanej od rangersów.
Wszyscy Amerykanie poruszają się tylko i wyłącznie samochodami, zatem Parki Narodowe są tak skonstruowane, aby swoimi camperami tłuściochy wszędzie mogły dojechać. Najpierw nie bardzo mi się to podobało, ale kiedy uświadomiłam sobie jak ogromne jest Yellowstone, to doceniłam wygodę gładkiej jak pupa niemowlaka drogi. Jeśli ktoś nie lubi tłumów i woli zaszyć się w buszu proszę bardzo, w parku jest całe mnóstwo przygotowanych tras trekingowych. Każdy znajduje coś dla siebie.

Sylvan Pass 2600 m n.p.m. (8539 ft)
 Pogoda była piękna, słonecznie, bezchmurnie, ale nie bardzo gorąco. Byliśmy bardzo podekscytowani, więc przy pierwszej sposobności zatrzymaliśmy się w zatoczce aby podziwiać widoki. Do postoju zmotywował nas także fakt, że przy krawędzi tarasu widokowego zgromadzona była ekipa rozentuzjazmowanych turystów, patrzących przez lornetki na coś szalenie ciekawego. Rzuciliśmy się więc i my 'to' oglądać. Co oni widzieli w tej dolinie do dzisiaj nie wiem, może jakiś nieodkryty gatunek ptaka, albo żuczka gnojadka, jednak my oprócz pięknego widoku, misia grizzly (na co najbardziej ja liczyłam) nie wypatrzyliśmy.

Droga w Yellowstone

Miejsce piknikowe nad Eleanor Lake. Postój na naładowanie baterii.
Kto pierwszy w aucie ten prowadzi!
Yellowstone Lake, położone na wysokości 2357 m n.p.m.

Eleanor Lake

Kto wypatrzy chipmunk'a?

Moje artystyczne zapędy się odezwały.
Chcieliśmy jak najwięcej chodzić, oglądać, podziwiać dziką przyrodę. Ja liczyłam na spotkanie z misiem Yogi i bizonem. Yellowstone jest jedynym miejscem w Stanach gdzie zachowała się populacja tego zwierzęcia. Na początku XX wieku było tylko ich tylko 50 sztuk. Uzupełniono stado tych wielkich potworów o 21 sztuk z prywatnej hodowli (czyli takich mniej dzikich). Dmuchano i chuchano na nie, co się bardzo opłaciło bo teraz populacja bizonów liczy około 3500 sztuk.

Moje marzenie szybko się spełniło, wypatrzyliśmy stado bizonów w oddali na łące.

Myśliciel(ka).
 Byliśmy wniebowzięci, bo w odległości 200-300 metrów od szosy pasło się stado bizonów. Zrobiliśmy sobie miliony zdjęć i wróciliśmy do auta podejrzewając, że taka okazja więcej się nie powtórzy. Ruszamy z parkingu gdy nagle widzimy, że wszystkie inne auta stają a ludzie gorączkowo się nawołują. Co było przyczyną tej zbiorowej euforii? Oczywiście idąca środkiem drogi para bizonów. Mieliśmy okazję przyjrzeć im się z bardzo bliska. Zasady Parku przestrzegają przed takimi sytuacjami i nakazują pozostanie w autach i trzymanie się w bezpiecznej odległości od zwierząt, ale nie wszyscy są tacy roztropni. Fotka na fejsbuczku z żuberkiem warta jest przecież odrobiny ryzyka. My bezpiecznie pozostaliśmy w samochodzie, ale grubaski z camperów zapomnieli o zasadach i w najlepsze robili zdjęcia. 

Był tak blisko drogi, że wystarczyło wyciągnąć rękę aby go dotknąć...
Następnym punktem na naszej trasie był Fishing Bridge. Nazwa wzięła się stąd, że parędziesiąt lat temu, miliony łososi płynęły w górę rzeki Yellowstone River, a sprytni wędkarze stali właśnie na tym moście i wyciągali je praktycznie wiadrami. Łososie jak łososie, ale biedne misie grizzly nie miały potem co jeść, więc połów został prawnie zakazany.

Widok z Fishing Bridge na Yellowstone River.

Wizji artystycznych ciąg dalszy. Yellowstone River

Geek is Chic! Fishing Bridge.

Brzegi Yellowstone River.
 Historia odkrycia tych terenów jest równie ciekawa jak sam Park. Tereny od tysięcy lat zamieszkiwali rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej - plemiona Szoszonów i Wron. Pierwszymi białymi, którzy postawili stopy na tej świętej ziemi byli członkowie wyprawy Lewisa i Clarka w latach 1804-1806. Po powrocie opowiadali oni o cudach natury jakie zobaczyli na terenie dzisiejszego Parku, jednak ... nikt im nie uwierzył. Przez 40 lat krążyły legendy o tym miejscu. W 1856 roku kolejny badacz ruszył eksplorować Yellowstone, jednak uznano go za szaleńca. Nikt nie wierzył w opowieści o gejzerach, błotnych bąblujących bajorach, niesamowitych formacjach skalnych i wielkim żółtym wąwozie. Dopiero w latach 70. XIX wieku badacze na poważnie wzięli dziwne opowieści i zainteresowali się Yellowstone. w 1872 roku Kongres Stanów Zjednoczonych ustanowił pierwszy na świecie Park Narodowy Yellowstone.

Mud Volcano, błotny wulkan.

Jeden z gejzerów przy Mud Vulcano.

Zapach był nie do zniesienia. Przypominał zapach zepsutych jajek (przez siarczany)

Oddech smoka. Z jaskini wydobywały się raz po raz kłęby pary i charakterystyczny dźwięk przypominający sapanie. Spowodowany był uderzaniem wody w skałę, jednak można było sobie wyobrazić potwora siedzącego w jaskini i czekającego na zbłądzonych turystów;-)))
Widoki zza okna samochodu;-))
Nie wiadomo do końca skąd wzięła się indiańska nazwa tych terenów, jednak co do angielskiej nie ma wątpliwości. Charakterystyczne żółte skały tworzą piękny krajobraz Grand Canyon w parku Yellowstone.

Grand Canyon Yellowstone

Upper Falls (spadek 33 metry) widziany z Uncle Tom's Trail


"Na koniec świata i jeszcze dalej!"

Grand Canyon Yellowstone. Widok z Lower Falls (94 metry spadku)

Lower Falls

Grand Canyon Yellowstone

Gdy nacieszyliśmy oczy pięknem natury zaczęło się robić późno. Godzina była 16:00 a my w planach mieliśmy jeszcze bardzo wiele, a mało czasu (do zmierzchu około 3-4 godziny). Wsiedliśmy w naszą Toykę i ruszyliśmy dalej na północ kierując się do Mammoth Hot Springs.


Tower Fall

Wyżej niż Rysy;-))

Chipmunk!

Żółte koryto rzeki Yellowstone

Sarenki (?) w środku miasteczka Mammoth Hot Springs
Jazda na północny kraniec Parku zajęła nam półtorej godziny! Na mapie odległości nie wydawały się tak duże, niestety nie doceniliśmy wielkości parku. Nie mieliśmy wyboru, musieliśmy zacząć biegać.

Mammoth Hot Springs Terraces
 Te piękne kolory tym razem skały zawdzięczają mikroorganizmom i wodzie. Trudno uwierzyć, ale miliardy maleńkich stworzeń siedzą sobie na takiej skale i odżywiają się solami mineralnymi z gorącej wody wypływającej ze szczytu tarasów czy górki. One nadają skałom te niesamowite kolory. Tam gdzie jest szaro zwierzątka umarły, bo nie dopływała do nich woda...

Na zdjęciu nie widać, więc proszę uwierzyć mi na słowo, że z czubka tej górki wypływała gorąca woda obmywająca całą skałę.



Była 17:40. Mieliśmy do przejechania 83 km do ostatniej na naszej liście atrakcji - gejzeru Old Faithful. Nie jest największy, ale najbardziej popularny z racji systematyczności wybuchania - średnio co 55 -100 minut wyrzuca w niebo, na wysokość 40 metrów, 14 do 32 tysięcy litrów wrzącej wody (na wysokości 2245 m n.p.m. temperatura wrzenia wody to 93 stopnie). Niestety nie mieliśmy latającego dywanu, a przez Yellowstone nie przechodzi autostrada. Nie zdążyliśmy przed zachodem słońca. Jednak po drodze, gdy już wiedzieliśmy, że nie damy rady zobaczyć Old Faithful w akcji, zatrzymaliśmy się przy drodze i udało nam się zobaczyć mniejszy, ale tryskający parą gejzer w Biscuit Basin. Musiał być jednym z bardziej znanych, bo kiedy przybiegliśmy (dosłownie) na miejsce, dołączyliśmy do grona profesjonalnych fotografów, którzy błagali nas abyśmy nie ruszali się przez chwilę, bo drewniany pomost na którym staliśmy ruszał się i ich pro - foty nie wychodziły. Ech, ciężko jest być słoniem...


Niestety było już praktycznie ciemno, więc darowaliśmy sobie robienie zdjęć, ale przyroda nas znów zachwyciła. Posiłkuję się zdjęciami z internetu, ponieważ pamiętam jak piękne było to miejsce. To naprawdę tak wyglądało!

Znalezione na http://www.rolandwooster.com
Znalezione na http://dinoscrosscountrytrip.blogspot.com
Znalezione na http://www.tumblr.com
Dojechaliśmy do Old Faithful, ale słońce zdążyło już zajść i było kompletnie ciemno. Posiedzieliśmy chwilę licząc na to, że może jakimś cudem trafimy na erupcję, ale niestety tym razem szczęście nam nie dopisało. Przed nami długa droga, bo przezornie zarezerwowaliśmy sobie Motel 6, ale dosyć daleko od Parku. Kolejny raz zabrakło nam czasu.

Dzień spędzony w Yellowstone był jednym z lepszych podczas całej podróży. Dzisiaj wiem, że Parki Narodowe to największy skarb Stanów Zjednoczonych i moim marzeniem jest wrócić tam jeszcze raz, ale na odrobinę dłużej.
Często zastanawialiśmy się, czy nie lepiej było polecieć samolotem do Kalifornii i zaoszczędzić ten tydzień jazdy ze wschodu na zachód, ale jak mielibyśmy odwiedzić Yellowstone bez samochodu?

Jeśli ktoś dysponuje tygodniem lub dwoma (im więcej tym lepiej!) w Stanach i nie wie co zobaczyć i co zwiedzić, to Parki Narodowe na zachodzie Stanów Zjednoczonych uważam za najlepiej zaplanowany czas. Warto!

6 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jutro albo w środę postaram się opisać kolejne etapy naszej podróży;-))

      Usuń
  2. Gejzery w Yellowstone zawsze robią na mnie największe wrażenie. Mam nadzieję że w końcu też zobaczę je na żywo ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja życzę tego każdemu, ale warty odwiedzenia jest również park Yosemite, tam dopiero zapiera dech w piersiach z wrażenia;-))

      Usuń
    2. No tak, zobaczyć samego El Capitana czy stanąć na Half Dome... ehhh, rozmarzyłem się :-)

      Usuń
    3. My niestety z powodu braku odpowiedniego obuwia i czasu wspięliśmy się tylko na Yosemite Falls i wspomniane szczyty podziwialiśmy z najwyższego wodospadu w Północnej Ameryce - 739 metrów spadku;-))[2000 metrów nad poziomem morza] Tak za pewnie miesiąc 'dojadę' do naszej wizyty w Yosemite, więc zapraszam;-))

      Usuń