piątek, 24 stycznia 2014

3.09.2013 szalona podróż do Chicago

Jak jechaliśmy do Stanów to wiedzieliśmy już, że chcemy pojechać na Hawaje i że mamy mało czasu, bo sesja na PG jest bezlitosna. Miało być niskobudżetowo z wylegiwaniem się plackiem na plaży i nicnierobieniem. Wyszło jak zwykle, najprawdopodobniej nie mamy genu siedzenia w miejscu;-)

Powodowani sentymentem do Wietrznego Miasta i rodzinnymi koligacjami po długich wyliczeniach postanowiliśmy pojechać do Chicago samochodem, wysłać połowę ciuchów Polamerem do Polski i przede wszystkim odwiedzić znajomą. Dlaczego autem? Bo następnego dnia chcieliśmy jechać jeszcze do Ann Arbor do rodziny Kamila.


2 września wróciłam do domu około 10 wieczorem. Ostatni dzień w pracy był bardzo męczący, trzeba było schować leżaki, wlać chlor do basenu, a ludzie nie chcieli iść do domu. Z drugiej strony było cudownie, wszyscy podchodzili dziękować za sezon, ratownicy przychodzili się pożegnać. Najsmutniejsze było to, że nie było już Kamila, bo wydelegowano go na inny basen gdzie brakowało ratowników, ale jakoś to przeżyliśmy. Czas był się spakować, wysprzątać mieszkanie i niecierpliwie czekać ranka.

Nasz pokój po przemeblowaniu i uprzątnięciu gratów. Pusto... ;-(
Zaraz ruszamy, jeszcze tylko przejrzeć fejsbuczka... :D

Skoro świt Kamil ruszył na lotnisko IAD (Dulles Airport, znane ze Szklanej Pułapki^^) aby wziąć samochód. Tym razem braliśmy z lotniska (jak zawsze Hertz), bo chcieliśmy oddać również na tym lotnisku, co wychodziło dużo taniej. Po godzinie wrócił, zapakowaliśmy walizy i ruszyliśmy. Po drodze trzeba było jeszcze oddać Internet, co pożarło kolejne cenne minuty. Do Chicago zdecydowaliśmy się pojechać płatną autostradą I76 i I90. Ale i tak maks można było jechać 65-70mph czyli 105-110 kmh;P

Mapa wygenerowana na maps.google.com. Do przejechania 700 mil, czyli 1100 km! Samej jazdy trochę ponad 11 godzin. Dla nas pestka;-)
Zdjęcie z autem musi być:D

Do naszej przyjaciółki w Chicago planowo mieliśmy przyjechać koło 8 wieczorem. Jednak robione po drodze zakupy (telefon, żelkiiii), zmiana czasu o godzinę(dla nas na korzyść:D) i 700 mil/1100 km do przejechania przedłużyły 'odrobinę' naszą podróż i w końcu zapukaliśmy do drzwi koło dziesiątej czy jedenastej. Przegadaliśmy parę godzin (po polsku, nareszcie!) i uczyniliśmy mocne postanowienie, że z samego rana wstaniemy.

Nie wstaliśmy. Ale i tak nie żałujemy bo fantastycznie spędziliśmy czas. Zjedliśmy polską kiełbasę, prawdziwy ser. Tego samego dnia mieliśmy już jechać dalej do Ann Arbor, ale tak dobrze się bawiliśmy, że w końcu zostaliśmy do kolacji i do Ann Arbor ruszyliśmy dopiero o 8 wieczorem. A co zobaczyliśmy podczas drugiej wizyty w mieście Al Capone? A to napiszę w kolejnym poście:D

Już jesteśmy blisko, Chicago szykuj się!

Przepiękna panorama Chicago wita nas na wjeździe do miasta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz