niedziela, 6 maja 2012

12.09.2010 czyli dlaczego Bostończycy nie mówią po angielsku?

Po przyjeździe do Bostonu nasze pierwsze kroki skierowaliśmy do zamówionego wcześniej motelu. Jak w każdym mieście, tak i w Bostonie funkcjonuje metro, jednak trzeba przyznać, że jest wyjątkowe pod paroma względami. 


Przede wszystkim właśnie w Bostonie została otwarta pierwsza w Stanach Zjednoczonych linia metra w 1897 roku. Po drugie system komunikacji to tak naprawdę połączone metro + tramwaj + autobus. W centrum miasta ruch odbywa się metrem pod ziemią, lecz trochę dalej podróżuje się tramwajem (który oni i tak nazywają metrem). Jaka jest właściwie różnica między tramwajem a metrem? Nie chodzi wcale o to, że metro jeździ pod ziemią, ponieważ metro często wyjeżdża na zewnątrz, a w Bostonie tramwaje jeżdżą pod ziemią. Chodzi o system zasilania kolejki. Metro jest zasilane z trzeciej szyny biegnącej równolegle do dwóch pozostałych, zaś nasze trajtki mają zasilanie z góry z drutów. System metra nie jest nawet w części tak rozbudowany jak w Nowym Jorku, ale miasto też jest dużo mniejsze.
Koło naszego motelu (a właściwie trzeba byłoby to po prostu nazwać pokoje do wynajęcia) odbywała się tego dnia festyn. Co prawda spóźniliśmy się na główne atrakcje, ale pozostałości po imprezie również były fascynujące;-) W Bostonie jest co prawda dużo zimniej niż w Nowym Jorku czy Waszyngtonie, można by powiedzieć, że klimat jest zbliżony do polskiej aury. Jednak śnieg na początku września było to ciekawe znalezisko;-) Nie była to jednak anomalia pogodowa, tylko element atrakcji festynu jakim było zjeżdżanie na desce snowboardowej z malutkiej usypanej z nawiezionego śniegu.


Byliśmy bardzo głodni, a mając w perspektywie pół godzinną jazdę do centrum zdecydowaliśmy się znaleźć jakąś knajpkę na miejscu, a na miasto wyskoczyć wieczorem. Nie było to zbyt trudne, bo jak wiadomo Amerykanie lubią się stołować poza domem. Postawiliśmy na spory pub, z ogromnymi plazmami transmitującymi futbol amerykański.
Po trzech miesiącach spędzonych w Stanach i po latach nauki angielskiego w Polsce wydawało nam się, że potrafimy się komunikować w tym języku. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy okazało się, że nie możemy porozumieć się z kelnerką w barze... Powodem jednak nie okazał się nasz brak znajomości angielskiego i podejrzewam, że kobieta z którą próbowaliśmy się skomunikować również mówiła płynnie po angielsku (była rodowitą amerykanką). Pytanie za 100 punktów: gdzie tkwił problem?


W szkole i na kursach uczą nas posługiwać się British English. W Stanach ludzie używają tzw American English. Nie różni on się tak bardzo od brytyjskiej wersji, pisownia w niektórych przypadkach jest uproszczona, akcent  i wymowa są inne. Brytyjczycy mówią jakby z kluchą w buzi, Amerykanie mówią twardziej, ale jest to tak duży kraj, że również pomiędzy poszczególnymi stanami słychać różnicę mówienia. Nie powinno to nikogo dziwić, nie szukając daleko przykładów, Ślązaka czy Kaszuba też w Polsce bardzo łatwo rozpoznać, a przypominam, że nasze mlekiem i miodem płynąca kraina jest wielkości Texasu.
Nasza kelnerka była kobietą północy. Mówiła bardzo szybko, nie robiła przerw między wyrazami. W moim odczuciu było to trochę niechlujne, ale to tylko moja opinia. Zamawialiśmy hamburgery (ale takie prawdziwe, a nie z Mac'a:P) i zapytała nas jakie chcielibyśmy do tego frytki. Nie do końca wiedzieliśmy o co jej chodzi, no bo jak to jakie frytki, z ziemniaków oczywiście:P. Okazało się jednak, że mieliśmy do wyboru różne rodzaje tych frytek (których nie przytoczę, bo niestety nie pamiętam). Kelnerka z prędkością karabinu maszynowego zaczęła wyrzucać z siebie opis tych nieszczęsnych frytek. Nic nie zrozumieliśmy (oprócz tego, że ciągle rozmawiamy o frytkach). Poprosiliśmy ją, żeby powtórzyła. Znów nic nie zrozumieliśmy. Powtórnie poprosiliśmy o powtórzenie z uwagą, aby mówiła wolniej. Nie na wiele nam się to zdało, ponieważ w jej wykonaniu mówienie powoli polegało na bardzo szybkim wypowiadaniu słowa i ... długich przerwach pomiędzy nimi;-) W końcu udało nam się zamówić obiad, a kelnerka pewnie po dziś dzień opowiada znajomym jakich dziwnych klientów musiała obsługiwać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz