piątek, 30 grudnia 2011

20872 Isherwood Terrace #100, 20147 Ashburn, VA

No i zaczęło się. Jako, że przyjechaliśmy na sam początek sezonu basenowego i jeszcze nie było wystarczającej liczby ratowników, pracowaliśmy przez pierwsze trzy tygodnie non stop. Z jednej strony fajnie, bo jeśli pracuje się powyżej 40 godzin w tygodniu to pracodawca płaci za każdą następną 150% stawki godzinowej. My robiliśmy 63h a chłopaki 70h tygodniowo, zatem nadgodzin sporo. Ale jak długo można pracować po 9-10 godzin dziennie? Nas wystawiono na trzytygodniową próbę. Co tydzień dostawaliśmy od Aarona schedule z rozpiską kto i kiedy pracuje, co tydzień pytanie "Aaron, what's new in the schedule?" I ta jego mina... Tak czy inaczej pierwsze trzy tygodnie dały nam mocno w kość, ale zarobiliśmy tak dużo, że stać nas już było na samochód. Co prawda zdarzało się, że co poniektórzy zasypiali na podłodze czekając na obiad i nie mieliśmy sumienia Go budzić, ale w ogólnym rozrachunku wyszliśmy na plus.


Niestety nasza firma nie zamierzała nam płacić tak dużo jak za pierwsze trzy tygodnie, tak więc po upływie tego okresu czasu zaproponowali nam pracę w wymiarze 36 godzin tygodniowo. Należę do typu osób walecznych, tak więc zadzwoniłam gdzie trzeba, pokłóciłam się trochę (na szczęście po polsku, bo osoba za to odpowiedzialna jest Polakiem) i wywalczyłam co nasze. Dostaliśmy 45 godzin tygodniowo czyli dwa dni wolne. 

Muszę jeszcze dodać, że bardzo szybko okazało się, że mieszkamy i pracujemy na kompletnym odludziu. Żadnej komunikacji miejskiej, najbliższa stacja metra oddalona 40 minut drogi autem, nic tylko domy i równo przystrzyżone trawniki. Żadnych knajpek w zasięgu 'nożnym' nie licząc McDonalds'a, Subway'a, Dominos Pizza czy chińskiej restauracji. Ashburn okazało się sypialnią dla ludzi pracujących w Waszyngtonie i to wcale nie biednych ludzi. Hrabstwo Loudoun w którym mieszkaliśmy było jednym z dwóch najbogatszych hrabstw w całych Stanach, rywalizując z Firefax'em czyli sąsiadem zza miedzi. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Wycieczka do Waszyngtonu to była nie lada wyprawa. Najpierw rowerami 8 km, potem pieszo 15 minut na autobus spod INOVA Hospital jadący do stacji metra West Falls Church. Dopiero wtedy do metra i jeszcze koło 20 minut jazdy i jesteśmy na Great Lawn, czyli w samym sercu Waszyngtonu. Nie muszę chyba mówić, że autobus jeździł z częstotliwością jeden na półtorej do dwóch godzin i ostatni odjeżdżał ze stacji metra o 18:00 i nie można było się na niego spóźnić. Co prawda warto było się zerwać z samego rana i odbyć tę podróż, ale o tym kiedy indziej.
Innym naszym zajęciem w dni wolne był zakupy. W Stanach nie ma tak jak w Polsce hipermarketów gdzie dodatkowo znajdziemy parę butików. Tam albo jest supermarket, albo galeria handlowa. Raz boleśnie tego doświadczyliśmy ponieważ wybraliśmy się piechotą do wydawało nam się centrum handlowego, które znaleźliśmy na mapie. Mieliśmy akurat wszyscy wolne popołudnie, bo ciągle padało i było zimno, zatem zostaliśmy zwolnieni wcześniej z pracy. Nie zastanawiając się długo ruszyliśmy w drogę. Wiedzieliśmy, że musimy spory kawałek przejść, bo z mapy wynikało, że jest to niecałe 5 mil (8 km). Mocno zmęczeni doszliśmy w końcu do dużego supermarketu spożywczego, Burger Kinga, McDonaldsa, Chevy Chase Bank i mnóstwa innych lokali usługowych, ale nigdzie nie było widać śladu sklepu z ciuchami. Zrozpaczeni zaczepiliśmy kogoś na ulicy i pytamy, czy jest tu gdzieś galeria handlowa z ubraniami. On lekko zdziwiony mówi, że jest jeden sklep z butami i pokazuje nam kierunek. My pytamy czy to daleko. On na to, że nie, 5 minut drogi.  Coś mnie jednak tknęło i spytałam samochodem czy na piechotę. On zdziwiony do granic możliwości odpowiada ... samochodem;-) Pierwsza wyprawa na shopping niestety kompletnie nieudana. Zawróciliśmy więc i poszliśmy zjeść prawdziwy amerykański obiad czyli Whoopera, frytki i duży napój. O yeah!
Od tubylców dowiedzieliśmy się, że w naszym 'rowerowym' zasięgu znajduje się duże centrum handlowe. Leesburg Premium Outlets od tamtej pory znajduje się wysoko na mojej liście miejsc do których chciałabym wrócić. Co prawda oddalony o 7 mil i trzeba było przeciąć drogę szybkiego ruchu w jednym miejscu, ale byliśmy tam częstymi gośćmi. Ile pieniędzy tam wydałam pojęcia nie mam, ale moje najki za 25$ czy inne markowe ubrania w cenach jak z bajki nie pomogły mi w oszczędzaniu;-) To trzeba przyznać, USA są rajem zakupowym, dlatego jeżdżę tam z pustą walizką;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz