sobota, 1 marca 2014

10.09.2013 ogrody królowej Liliuokalani, Duża Wyspa, Hawaii

Z samego rana wymeldowaliśmy się z naszego hostelu (Backpackers Hilo, polecam serdecznie!). Jako, że zaplanowaliśmy wylot na Oahu na popołudnie, mieliśmy pół dnia na błąkanie się po Hilo. Wyczytałam w przewodniku, że warte zobaczenia są ogrody Liliuokalani, które są największym ogrodem japońskim poza Japonią. Było za darmo, więc ruszyliśmy.


Wybudowany w 1917 roku 30 akrowy ogród japoński imienia ostatniej hawajskiej monarchini, królowej Liliuokalani był też poświęcony imigrantom z Japonii pracującym na polach trzciny cukrowej. Tak btw, Hawaje to jedyny stan w USA, gdzie znajduje się pałac królewski;-)


Pogoda była cudowna. Jak słońce świeci to cieszą się dzieci, czy jakoś tak, ale ja zawsze mam wspaniały humor. To uczucie potęgowały piękny krajobraz ogrodów.


Nie znam się na japońskiej architekturze, więc ciężko mi nazwać poszczególne elementy parku, jednak dzięki internetom mogę powiedzieć, że był pełen stawów ze złotymi rybkami, kamiennych mostków, pagód, posążków, domków herbacianych czy bram torii. Usiedliśmy pod drzewem na soczyście zielonej trawie i produkowaliśmy endorfiny;-)



W trakcie naszego lenistwa jedna para brała hawajski ślub. Chyba piękniejszej okolicy nie można było sobie wyobrazić na taką uroczystość.



Dragonfruit! Kwachota - pychota!




Siedzę teraz pod ciepłym kocem, w grubym swetrze i z kubkiem herbaty w ręce i marzę, żeby do nas też już zawitało takie piękne lato... ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz