Polska. Z Mamą w supermarkecie. Jesteśmy tylko przelotem, po siatkę cytryn do wieczornej herbaty. Kasjerka nabija je na kasę i widzę 4,99. Moja Mama podaje Pani okrągłe 5 złotych, a ja prawie na głos mówię "Mamo, przecież to nie wystarczy"...
Z moimi zdolnościami liczenia i porównywania liczb na razie wszystko w porządku, proszę się nie martwić. Po 4 miesiącach w Stanach nabrałam po prostu pewnych nawyków czy skojarzeń, na które w naszej rzeczywistości miejsca nie ma;-))
Nie wiem czy kiedykolwiek pisałam, ale ceny w Stanach zawsze podane są ... bez podatku. Jakie było nasze zdziwienie w pierwszych latach, go rachunek finalny w warzywniaku zawsze był wyższy od tego co przewidywaliśmy. Amerykanie tego nie lubią i kiedyś słyszałam, że próbują się tego pozbyć, bo tak jak przy cenie Arizona Tea za 99 centów te dwa dodatkowe nie robią różnicy, to przy cenie czegokolwiek droższego już tak. Dodam jeszcze, że wysokość podatku w każdym stanie jest inna, a to właśnie tenże podatek nie jest w cenie wydrukowanej na produkcie ujmowany.
Co jest jeszcze ciekawsze, to kupując w internecie, czy na eBayu, Amazonie czy jakiejkolwiek innej stronie internetowej podatku się NIE PŁACI ;-))
P.S. To, że dzisiaj przeliczałam cenę biletu tramwajowego na dolary, aby zorientować się czy jest drogo, mam nadzieję nie jest dziwne? Leczyć się, czy jeszcze nie?:P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz