poniedziałek, 19 listopada 2012

07-08/09/2011 Harrisonburg

Dużo mówić - Harrisonburg to miasteczko uniwersyteckie. Pobliska uczelnia, popularnie zwana JMU (James Madison University) to szkoła do której chodziły J. i S.. JMU to publiczny uniwerek, ale ma bardzo dobrą renomę w całym kraju. Różne rankingi umiejscawiają JMU w ścisłej czołówce. Semestr zaczyna się w Stanach dużo szybciej niż u nas, bo już pod koniec sierpnia, więc na dobry początek pojechaliśmy je odwiedzić i przy okazji zobaczyć kampus.
Źródło: http://www.fijijmu.com/beta/wp-content/uploads/2011/11/JMU-Duke-Dog.jpg
Znaczek JMU, ich drużyna sportowa nosi nazwę Dukes, w celu upamiętnienia jednego byłych dyrektorów szkoły 

Harrisonburgów jest na mapie całe mnóstwo i to w niewielkich odległościach, my jednak skierowaliśmy się na południe, 2 godziny drogi od Waszyngtonu. Niestety te dwie godziny to tylko teoretycznie, bo jadąc o godzinie 16 utknęliśmy w ogromnym korku i nawet mistrzowskie manewry Kamila (zmiana pięciu pasów na ruchliwej drodze na odcinku może 200m) nie uchroniły nas przed wielkim opóźnieniem. Niezbyt dobry początek podróży wprawił nas w lekkie przygnębienie, ale w końcu dojechaliśmy.
Z naszą podróżą wiąże się pewna anegdota. Otóż wiedząc, że nie zdążymy na czas, napisałam smsa do dziewczyn, że będziemy o 19:00. W odpowiedzi otrzymałam enigmatycznego smsa o treści "what's 19?". Śmiechu było sporo, bo 'military time', jak nazywają Amerykanie nasze mierzenie czasu, jest dla nich zupełnie niezrozumiałe.
Military time jest dla przeciętnego człowieka tak trudny do pojęcia, że potrzebują kalkulatorów, aby to obliczyć...
Źródło: http://www.helpml.com:8088/help/topic/map_usingworldtimepro/Images/MilitaryTimeGUI.png
Dojechaliśmy na kampus, a właściwie na osiedle identycznych szeregowców. Każdy freshmen musi mieszkać jeden rok w akademiku, ale nasze koleżanki były już na drugim roku, więc mieszkały gdzie chciały. Ich mieszkanie było stosunkowo duże. Była kuchnia połączona z małym salonem, oraz 4 sypialnie, każda z oddzielną łazienką. Ładnie urządzone oraz ozdobione - widać, że mieszkały 4 dziewczyny. 
Było dosyć późno, nasze gospodynie czekały na nas ze zjedzeniem obiadu, więc poszliśmy razem do jednej z uczelnianych stołówek, gdzie ze $10 od głowy można było jeść ile wlezie:P S. i J. miały wykupione abonamenty, więc one płaciły jeszcze mniej. Sala była ogromna, do wyboru 5 różnych rodzajów kuchni - fast food, azjatycka, wegetariańska i wiele innych. Jedzenie naprawdę dobre i świeże - przygotowywane na naszych oczach. Siedzielibyśmy tam dłużej gdyby nie fakt, że o 8 PM zamykali... Później poszliśmy na frozen yogurt, czyli przepyszne lody z mnóstwem dodatków do wyboru (kto nigdy nie jadł - MUSI np w FroYo, w Polsce można kupić w Warszawie i Krakowie, ale nie mają takiego wyboru smaków i dodatków jak w USA). Wracając dziewczyny pokazały nam kampus, głównie obiekty sportowe. Wiedząc jak bardzo koledże amerykańskie stawiają na sport nie powinnam być zdziwiona wielkością i ilością ich stadionów, a jednak byłam w szoku:P. 

Źródło: jmusports.com
Źródło: http://www.jmu.edu/bethechange/stories/images/stadium-chair.jpg
Źródło:http://web.jmu.edu/parking/parkingmap.pdf
Mam nadzieję, że dożyję takich czasów, kiedy i w Polsce będziemy budować podobne obiekty, a sport na uniwersytetach będzie równie ważny jak w USA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz