Jestem aktualnie kontuzjowana (więc nigdzie poza szkołą nie wychodzę), kupiłam zasilacz do zewnętrznego dysku, sesja już prawie za pasem, więc PISZĘ! ;-))
Dzisiaj wspomnienia z pięknego miasta
Ann Arbor. Jak się tam znalazłam i dlaczego to zupełnie nie po drodze na Hawaje opiszę innym razem. Jednak mam sentyment do tego miasteczka, jest naprawdę jedyne w swoim rodzaju i może uda się odwiedzić je trzeci raz?;-)))
Kto mnie zna ten wie, że mam w domu sporo płyt. Nie CD, nie DVD, tylko prawdziwy old-school, czarne winylowe. Kto mnie nie zna, ten teraz się dowiaduje, że kolekcja należy do mojego Taty i podczas mojej pierwszej podróży do USA dostałam listę, bo ponoć w Ameryce mają najlepsze płyty;-))
Za pierwszym razem nie udało mi się nic kupić, nie trafiłam na żaden sklep płytowy i wróciłam do Polski z przeświadczeniem, że w Ameryce nie ma już sklepów muzycznych z duszą. Ach jakże się myliłam! Ann Arbor udowodniło mi, że Amerykanie nadal słuchają starej, dobrej muzyki;-)
|
Lista jest, udało się upolować cenne okazy. Potem okazało się, że jednak nie takie cenne, bo to nie ta płyta co miała być, więc teraz w kolekcji są dwie takie same. Nawet najlepszym się zdarza:P |
|
Można byłoby tam spędzić cały dzień i wcale się nie nudzić! |
|
And all that jazz! |