poniedziałek, 19 stycznia 2015

Przystanek : Alaska

Przyznaję bez bicia, nie chciałam opisywać tegorocznej wyprawy. Pomimo tego, że jest to najpiękniejsza moja podróż (o palmę pierwszeństwa walczy też road trip z 2011, ciężko się zdecydować), to nie miałam chęci ani motywacji, aby cokolwiek publikować. W końcu jednak wena przyszła i mam nadzieję zostanie na dłużej ;-)

Jeszcze przed wyjazdem do Stanów zaplanowałam, że po pracy wybieram się na daaaaleką północ. Kupiłam przewodniki, edukowałam się na stronach internetowych o klimacie, kulturze i "must sees". Wyjazd miał odbyć się w drugiej połowie września, więc poza sezonem. Byliśmy przygotowani na zimno, zamknięte noclegownie i część atrakcji, ale czy byliśmy gotowi na to czym Alaska nas uraczy?



Po tylu wojażach, uważałam się za eksperta w planowaniu wyjazdu. Co zobaczyć, gdzie spać, ile wydać pieniędzy - w poprzednich latach miałam sporo przed odlotem zapięte na ostatni guzik. Byłam pełna wiary we własne możliwości, jak i ufności co do zakupionych, świetnych przewodników Michelin i National Geographic. Zaczęłam je przeglądać i poległam. Na całej linii.

Okazało się, że nasza prawie dwutygodniowa wyprawa jest nawet w ułamku niewystarczająca, aby zobaczyć to, czym Alaska kusi. Bezkresne parki, rejsy po fiordach, przeloty samolotem nad lodowcem, co wybrać aby nie zbankrutować, a wycisnąć z pobytu co najlepsze? Każde z naszej czwórki miało jakiś "must see" na swojej liście, więc krok po kroku w bólach, plan wyjazdu wychodził spod mojej ręki. Z wielu rzeczy musieliśmy zrezygnować, ale Alaska jest tak piękna, że chętnie tam wrócę i odwiedzę chociażby stolicę - Juneau - która na naszej liście nie znalazła miejsca.

19 września:  lot DC => Anchorage
20 września: Anchorage i ścieżka rowerowa
21 września: jedziemy do Denali National Park, zatrzymując się w Denali State Park
22 września: wbijamy do parku Denali i zdobywamy szczyty!
23 września: lecimy oglądać Mc Kinley od strony południowej
24 września: jedziemy przez Fairbanks, aż do gorących źródeł w Chena, i ZORZA!
25 września: dzień w aucie, podziwiamy Alaska Highway, park Wranglera z daleka i dobijamy do Whittier
26 września: oglądamy foki i lodowce w Whittier, jedziemy na nocleg do Seward
27 września: kolejny rejs w Seward
28 września: wspinamy się na Exit Glacier i wracamy do Anchorage na lotnisko, odstawić połowę ekipy na lot do Chicago
29 września: wracamy do Seward, wspinamy się na kolejne szczyty
30 września: chillujemy w Seward, oglądamy jeszcze więcej fok
1 października: odwiedzamy znów Anchorage
2 października: lądujemy w Chicago
3 października: lecimy do domu...

Jeszcze przed wyjazdem nie miałam pełnego wyobrażenia jak wielka jest Alaska i jak daleko znajduje się od Virginii. Odległość w prostej linii to prawie 5 500 kilometrów, jakby się ktoś pokusił wybrać tam autem, to do przejechania miałby prawie 7 tysięcy...

Google Maps zawsze prawdę ci powie.
W tym roku stwierdziłam, że bierzemy samochód ale nie jeździmy jakichś szalonych odległości. Po 12 dniach podróży na liczniku wybiło 2000 mil, czyli 3200 kilometrów. Pikuś.

Na zielono zaznaczyłam przejechaną przez nas pętlę. W skali całego stanu wydaje się to niczym, a jednak spędziliśmy w aucie sporo czasu.
Źródło mapy: http://www.alaska-map.org/road-map.htm.



1 komentarz:

  1. Alaska nigdy nie była dla mnie ciekawym miejscem aż do czasu gdy... obejrzałam "Proposal" :) Tak jak pokochałam film, tak samo zakochałam się w Alasce :) Mam nadzieję, że uda mi się tam kiedyś wybrać i zobaczyć te wszystkie piękne miejsca, które skrywa ten stan. Cieszę się, że postanowiłaś opisać swój wyjazd, będę śledzić! :)

    OdpowiedzUsuń